piątek, 28 lutego 2014

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, czyli podsumowanie LUTEGO

Ta notka powinna być właściwie podsumowaniem, ale tak naprawdę nie za bardzo mam co tutaj przedstawiać. W lutym przeczytałam i zrecenzowałam tylko jedną (!) książkę. Nie jest dobrze. Na blogu pustki, za bardzo Was przepraszam i w gruncie rzeczy nie mam żadnego wytłumaczenia. Zabrakło mi chęci, zacięcia, miałam naprawdę mało czasu, bo w szkole jak zwykle urwanie głowy, a jeśli już znajdowałam to nie za bardzo chciałam go poświęcić na zaszycie się gdzieś z książką. Rozpoczęłam zdrowszy tryb życia - postanowiła trochę się za siebie wziąć, więc robię ćwiczenia i biegam co zajmuje trochę czasu mimo wszystko. Na szczęście dopadłam lektury, które chciałabym przeczytać i od teraz bardziej się przyłożę do czytania :)
Przepraszam jeśli to co napisałam nie ma kompletnie sensu, ale jest prawie 23 i naprawdę chce spać, więc mam nadzieję, że zrozumiecie powód, dlaczego nie ma ten tekst żadnej składności.

Recenzje

Przeczytane
Szeptem; Becca Fitzpatrick (recenzja)

Ogółem recenzji: 1



Blog

Statystyki
Łącznie w lutym miałam: 1 087 wyświetleń (!).

Obserwatorzy i komentatorzy
W lutym osiągnęłam sumę 67 obserwatorów. Zostawiliście na blogu 9 komentarzy.

piątek, 7 lutego 2014

#82. Recenzja książki. Becca Fitzpatrick; Szeptem



Nora ma szesnaście lat i jest raczej mało popularną dziewczyną chodzącą do szkoły średniej. Kiedy na biologii nauczyciel usadzą ją z tajemniczym, lecz niezmiernie przystojnym chłopakiem sprawy się komplikują. Patch, jej nowy partner wyraźnie okazuje jej zainteresowanie, a i ona jest podatna na jego urok. Ale ten chłopak jej zdaniem jest ogarnięty mroczną pajęczyną, więc boi się wejść z nim w głębsze relacje. Jednak od ich poznania w życiu Nory zaczynają się dziać dziwne rzeczy - ktoś zaczyna ją śledzić, jej najlepsza przyjaciółka, Vee trafia do szpitala... O co w tym wszystkim chodzi? Jaki ma z tym związek Patch?

Okej, znowu wzięłam się za literaturę nie najwyższych lotów i znów tego żałuję. Magnetyczna okładka przyciągała mnie tak długo, aż wreszcie ją wypożyczyłam. I dotąd nie rozumiem dlaczego tyle osób się nią zachwyca.

Bohaterzy? Z żadnym się szczególnie nie związałam, choć przyznam, że wolę Norę, niż bezmyślną Bellę ze Zmierzchu. Ta pierwsza przynajmniej co drugie słowo nie wymienia imienia ukochanego, z którym tak naprawdę nie powinna być. Tym razem to charyzmatyczny Patch ugania się za dziewczyną a nie na odwrót, jednak w związku postaci z Szeptem czegoś mi brakuje. To nie jest big love, piękna miłość, ale też nie coś naprawdę odjechanego. Mimo wszystko polubiłam mroczny charakter Patcha. Vee i reszta? Raczej tło ogólnego wyrazu, bo choć zazwyczaj lubię najlepsze przyjaciółki głównych bohaterek to tutaj w ogóle się do niej nie zbliżyłam. Parę demonicznych osób się tam również przewinie (nie powiem kto to będzie jakbyście kiedyś czytali ;-) ), ale bynajmniej nie będą świetni.

Fabuła nie jest tragiczna, ale Becca Fitzpatrick pociągnęła według mnie nie te wątki co trzeba. Zamiast rozwinąć temat upadłych aniołów ona poszła w kierunku przedstawienia uczuć Patcha i Nory i . Wielki minus, bo kiedy wykorzystuje się motyw inny od wilkołaków i wampirów warto wykazać trochę kreatywności i stworzyć rasę według własnych pomysłów. A tutaj czegoś takiego nie było.
Akcja moim zdaniem jest nieco zbyt chaotyczna, nie ma jakiegoś wielkiego punktu kulminacyjnego, miejsca w którym akcja szczególnie zaczyna nas ciekawić. Czyta się to szybko, ale w moim przypadku bez większej przyjemności.

Choć nie dokończyłam lektury debiutu Stephenie Meyer to wiem, że tak naprawdę pomiędzy jej książką a książką pani Fitzpatrick postaci za bardzo się nie różnią. Obydwie główne bohaterki zakochują się w złych chłopcach, którzy okazują się nie z tego świata. W obydwu powieściach pary poznają się w tych samych okolicznościach - podczas przesiadek na lekcji biologii. W dodatku obydwie wydedukują, że ich faceci mają nadprzyrodzone moce przez poszukiwania w internecie. Brak oryginalności aż razi w oczy.

Autorka operuje prostym językiem, ale mało barwnym. Łatwo się czyta, ale nie ma z tego żadnej przyjemności. Wydanie za to jest przepiękne, okładka hipnotyzuje a tekst łatwo się czyta. To jak jest oprawiona ta lektura to jeden z jej nielicznych plusów.

Podsumowując: podobieństwo do innych książek tego typu zniechęca do czytania. Tak jak wiele czytelników zwiodła mnie niesamowita i przyciągająca wzrok okładka, a skończyło się na tym, że poczułam rozczarowanie. Nie mam zamiaru sięgać po następne tomy, bo podejrzewam że i te nie powalą mnie na kolana.