środa, 31 lipca 2013

Podsumowanie LIPIEC

Lipiec udał mi się całkiem nieźle. Może nie tak dobrze jak niektórym (jak oglądam podsumowania innych blogów recenzenckich to się po prostu wstydzę - 21 książek. JAK???), ale i tak nie były to tylko 2 czy 1 recenzja. Okej więc przechodzimy do tych moich, i tak dość smętnych, wyników...

Recenzje


Przeczytane 
Pozaświatowcy, tom II. Zarzewie buntu; Brandon Mull (recenzja)
GONE Zniknęli. Faza pierwsza: Niepokój; Michael Grant (recenzja)
Czytelniczka znakomita; Alen Bennett (recenzja)
Buba; Barbara Kosmowska (recenzja)

Najlepsza książka: GONE Zniknęli. Faza pierwsza: Niepokój
Ogółem recenzji: 4




Blog


Statystyki
Łącznie w lipcu miałam: 1 585 wyświetleń :)

Obserwatorzy i komentatorzy
W czerwcu osiągnęłam sumę 21 obserwatorów. Od teraz możecie mnie również obserwować na bloglovinie. Zostawiliście na blogu 11 komentarzy.


A co z sierpniem? Jeszcze się na blogu nie chwaliłam, ale zakupiłam parę książek z Media Rodziny, ponieważ znajoma moich rodziców zaczęła tam pracować. Co wybrałam ja (i mój brat) zobaczycie nie długo, a tymczasem do następnej recenzji.
Udanej reszty czwartku :)

#55. Recenzja książka. Barbara Kosmowska; Buba



Buba jest dość zwyczajną nastolatką ubierającą się w jeansy i lubiącą muzykę klasyczną. Niestety nie można tego samego powiedzieć o jej rodzinie. To znaczy tego, że są zwyczajni i normalni.
Matka - pisarka specjalizująca się w znanych, lecz słabych romansach.Ojciec - główny prowadzący wszystkich najniżej notowanych programów telewizyjnych. Dziadek - dokuczliwy staruszek, uzależniony od grania w Lotto i z wielkim zamiłowaniem do brydża, zwanego również ogórem. Poza tym na kartach książki spotkamy jeszcze zawsze poważną kucharkę Bartoszową, ekscentrycznych państwa Mańczaków i przyjaciół Buby ze szkoły - Adasia, Jolkę, Agę, Miłosza...

Jeśli opisać Bubę w jednymi słowie to byłoby to słówko prześmieszna. Momentami się chichoczę a kiedy indziej ryczy ze śmiechu. Lekka, niedługa książka warta zabrania na wakacje. Jej największy plus? Nie potrzebuje smoków, wampirów, wilkołaków i innych straszydeł by wciągać i się podobać.

Można by pomyśleć, że bez elementów fantastycznych szybko się znudzę przy tej książce. A gdzie tam! Chwilami śmieszna, chwilami bardziej refleksyjna opowieść o przemyśleniach i zwyczajnym życiu urzekła mnie od "pierwszego wejrzenia". Temat może nam się wydać średnio ciekawy - ot życie zwyczajnej dziewczyny - jej pierwsze miłości, szkolne i domowe wydarzenia - ale pani Kosmowska przetkała to humorem na tyle aby czytało się przyjemnie.

Z początku myślałam, że będzie ona pisana w formie pamiętnika, ale poprowadzona została w narracji trzecioosobowej. Nie przeszkadza nam to jednak w czynnym poznawaniu myśli Buby - myślę że wyszło to raczej powieści na zdrowie, że nie jest pamiętnikiem.

Podsumowując: wciąga, zaciekawia, w czasie nudy lub złego humoru warto otworzyć i przeczytać kawałek by poprawić sobie nastrój. Raczej nie zaciekawi osób mających ponad naście lat, ale tych młodszych na pewno, zwłaszcza dziewczyny. Po jej lekturze mam ochotę na drugą część i, no cóż, nauczenie się grać w brydża :)
polecam. cena w empiku: 21,99 zł

wtorek, 30 lipca 2013

#54. Recenzja książki. Alan Bennett; Czytelniczka znakomita


http://czytatnik.files.wordpress.com/2010/08/czytelniczka-znakomita.jpg

Co by się stało gdyby któregoś dnia królowa jednego z największych dzisiejszych mocarstw zamiast rządzić krajem postanowiłaby zacząć... czytać książki?
Przez przypadek Wasza Wysokość trafia na objazdową bibliotekę. Z grzeczności wypożycza jedną z wielu książek, które ta ma w swoim posiadaniu. I tak właśnie zaczyna się jej przygody z literaturą, przez którą do szału dojdzie nie tylko książę Edynburga ale również poddani i dworzanie. A ci ostatni już zaczynają knuć spisek aby zakończyć pasję królowej raz na zawsze...

Od razu uprzedzam, że opis z tyłu książki jest mocno przesadzony - książka z pewnością nie jest obrazoburcza i ogromnie zabawna. A więc... jaka jest?
Cóż, muszę to przyznać - rzadko kiedy da się przy niej porządnie uśmiać - raz po raz pojawia się miedzy wierszami wykwintny żarcik, więc powieści nie można potraktować jako komedię ale raczej jako poprawiacz humoru.Czytelniczka znakomita jest przyjemna, idealna na deszczowy czy zbyt gorący dzień.

„Życia nie można włożyć między książki. Trzeba je tam znaleźć”. 

Książka jest jednak lekka nie tylko w przenośni -  ma jedynie 108 stron. Przez ilość stronic i lekki styl pisania Bennetta połknęłam ją w godzinę może półtora. Z tego powodu cena - 25 zł - może nam się wydać dość wysoka. Trzeba jednak napomnieć, że nie jest to denna, krótka historyjka bez morału. Królowa, której czytanie nie zawsze wystarczało i zaczynała sama pisać, miała dość głębokie przemyślenia do których wracałam po parę razy. Dawałam się czasem złapać na tym, że po raz trzeci czytałam ten sam akapit, lecz nie dlatego, że go nie zrozumiałam, ale dlatego, że chciałam go utrwalić w pamięci. A to raczej cecha zapisująca się po stronie plusów.

„Receptą na szczęście jest brak poczucia, że coś się nam należy".

Podsumowując: przyciągająca wzrok dzięki okładce, zostawiająca przy sobie dzięki opisowi - taka według mnie powinna być książka. Czytelniczka znakomita to lektura dla każdego mola książkowego, lubiącego czytać o książkach. Warta przeczytania chociażby dla niespodziewanego zakończenia i licznym, wartościowym cytatom, które tutaj przytoczyłam :)

"Czytać to wycofać się z aktywnego życia, stać się niedostępnym dla innych [...] Byłoby to łatwiej przełknąć, gdyby czytanie było zajęciem ze swej istoty mniej… samolubnym”. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

#53. Recenzja książki. Michael Grant; Gone. Faza pierwsza: Niepokój.



Sam Temple - prawie piętnastoletni mieszkaniec Perdido Beach, niewielkiej kalifornijskiej miejscowości, surfer. Pewnego dnia całe jego życie się zmienia. Tak jak wszystkich z Perdido Beach i okolic. Dorośli i wszyscy poniżej lat piętnastu znikają. Tak po prostu. Bez żadnego odgłosu. "Puff" i ich nie ma. W dodatku wokół miasteczka i okolic pojawia się niewidzialny, przezroczysty mur, przez który nie da się przejść. Nikt nie wie dlaczego tak się dzieje, kiedy to się zakończy. Ważne jest tylko jedno: aby przeżyć...

Na tę książkę ochotę miałam już od dawna. W końcu wybrałam się do księgarni i oto jest: świeżutka książka, pierwszy tom kultowej serii Gone na mojej półce. Jak się wkrótce okazało mój zakup był niezwykle udany. Zresztą trudno, żeby nie był skoro polecał go nawet Stephen King...

Na początek weźmy pod lupę sam pomysł. Według mnie nietuzinkowy i niezmiernie ciekawy. Dziś książki stają się coraz bardziej przewidywalne, przerysowane, jakby napisane ze wzoru. Ta jest jednak inna. Fabuła biegnie szybko, powiedziałabym nawet, że bardzo szybko (z małymi przerwami na głębokie przemyślenia). Bez przerwy coś się dzieję, atmosfera się zagęszcza, staje się jeszcze bardziej mrocznie. Pojawiają się zwroty akcja, tajemnice, na których rozwiązanie czasami możemy długo poczekać, co jeszcze bardziej mnie pochłaniało w czasie czytania. Aż w końcu pochłonęło bez reszty (co w moim przypadku nie jest zbyt łatwe przy książkach).

Poza pomysłem jest też wykonanie. Na szczęście można to panu Grantowi przyznać, że mu się udało. Gdyby zmarnował tak wybitny pomysł chyba napisałabym do niego list, że go spaprał i kazała napisać książkę na nowo. Jest jednak, jak jest czyli: napisana lekkim językiem, dzięki czemu czyta się ją naprawdę szybko i zatraca bez reszty. Jeśli myślisz, że przeczytasz tylko kawałek a potem znów weźmiesz się do swoich obowiązków to grubo się mylisz. Prawdopodobnie zapomnisz o całym świecie i ważne będzie dla Ciebie tylko to co dalej zrobi Sam...

No właśnie - Sam. Moim zdaniem, jedna z lepszych w literaturze, postać. Choć ulepiony z mocnej gliny nie chce na siłę być bohaterem, wiem co potrafi zrobić czego nie i pragnie władzy, mimo tego, że mógłby takową otrzymać. Nie udaje kogoś kim nie jest, mimo to stara się pomóc innym i ułatwić ludziom życie.
Jest jeszcze Astrid. Dziewczyna niesamowicie mądra i bystra. Dziewczyna, którą Sam od zawsze darzył uczuciem, ale bał się do tego przyznać. W nieszczęściu i niebezpieczeństwie stają się sobie bliscy, bo dobrze wiedzą że w grupie raźniej i łatwiej przerwać.

W powieści pojawiają się trzy (oprócz głównego i paru mniej ważnych) większe wątki. Jedne z nich to wątek romantyczny o kwitnącym uczuciu między Temple a Astrid. Drugi to rywalizacja pomiędzy Samem a Cainem, chłopcem z Akademii Coates dla problematycznych dzieci. Ten drugi walczy o terror i władzę, Sam stara się tylko obronić innych, z czego wynika dość niespodziewana konfrontacja. Trzecie rzecz to zupełnie inna beczka - a mianowicie moce. Niektórzy odkrywają w sobie różne umiejętności, często bardzo niezwykłe, co stanowi także urozmaicenie w powieści.

Podsumowując: dobra książka dla tych, którzy czasem myślą sobie, że ich rodzice mogliby nie istnieć. Bo kto wtedy ugotuje nam obiad? Zaopiekuję się dziećmi? Zgasi pożar? Przypilnuje porządku? Ktoś inny?

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

czwartek, 11 lipca 2013

#52. Recenzja książki. Brandon Mull; Pozaświatowcy. Zarzewie buntu

Zarzewie buntu już od dawna wisi w "kolejce do recenzji", w pasku bocznym bloga. Książka zalegała mi także na mojej półce "do przeczytania" powoli okrywając się kurzem. Powód był prosty - miałam zbyt dużo książek i zbyt mało czasu aby je przeczytać, a Zarzewie buntu było ją z tych, których nie śpieszyło mi się przeczytać. Teraz, po lekturze drugiej części Pozaświatowców wręcz tego żałuje.

Jason uciekł. Rachel pozostała w Lyrianie. A Maldor wciąż nie został pokonany, a nawet więcej - jest coraz bliżej zwycięstwa i objęcia władzy nad całą krainą. Jason postanawia wrócić, aby odnaleźć i zabrać Rachel z Lyrianu. Wraz z Galloranem i innymi wspierającymi rebelię przyjaciółmi muszą zjednoczyć wolnych ludzi Lyrianu aby ocalić krainę przed tyranią Maldora. Stawiane są jednak przed nimi najcięższe próby i wyzwania, a nie jest pewne czy dadzą sobie z nimi radę...



Moje drugie zetknięcie z Pozaświatowcami było podobne do pierwszego. Czyli jedno wielkie WOW! Cykl jest napisany świetnym, bogatym językiem, nie plączę się i w porównaniu do innych fantastycznych książek jest bardzo oryginalny.

Dlaczego Pozaświatowcy tak mnie urzekli?

Po pierwsze: Brandon Mull stworzył jeden z najlepszych fantastycznych światów. Lyrian jako kraina jest bardzo zróżnicowany a autor wraz z kolejną częścią odkrywa kolejne jego części: Zatopione Miasto, Doliny w który mieszka lud Amar Kabal to tylko nieliczne z miejsc które przyjdzie Jasonowi i Rachel odwiedzić. W drugiej części poznajemy również inne narody Lyrianu, m.in. olbrzymów, żywiących się ludźmi oraz drinlingów, nieustraszonych, bardzo krótko żyjących wojowników, zdolnych zjeść praktycznie wszystko. Oznacza to, że Lyrian jest ciągle pełen rzeczy o których nie wiem, co jest bardzo ekscytujące i nadaje tempa powieści.

Po drugie: Autor wykreował świetne postacie. Nie są one proste, mają swoje problemy, nieraz muszą się wykazać odwagą i pomysłowością. Przykładem problematycznej osoby jest Ferrin, wciąż zmagający się ze swoją ciemną stroną szpiega. Czy wróci do Maldora, czy zostanie z Pozaświatowcami? Dzięki takim wątkom książka jeszcze bardziej nabiera tempa.

Pod trzecie: Ubóstwiam styl pisania Mulla. Oprócz opisów zapierającego dech w piersiach krajobrazu jego lekkim językiem przyswajamy sobie również (praktycznie jednym tchem) wymyślne przygody i niebezpieczeństwa z którymi muszę poradzić sobie bohaterowie. Oprócz tego bardzo podobały mi się rozmowy Jasona z Rachel - ich docinanie sobie nawzajem nieraz doprowadzało mnie do śmiechu.

Podsumowanie: Zarzewie buntu to książka, którą czyta się jednym tchem a po przeczytaniu nie może się doczekać kolejnej części (mój przypadek). Jeśli nie jesteście pewni, czy historia dwójki Pozaświatowców Wam się spodoba to od razu mogę Was zapewnić, że tak. Cięte dialogi, świetne opisy i genialna fabuła - oto argumenty, które z pewnością Was przekonają :)

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.