Jednak wszystko co dobre szybko się kończy...
Jeśli tom I Achai był bardzo dobry to tom II trudno opisać słowami. Fabuła jest jeszcze ciekawsza, postaci jeszcze bardziej dopracowane. Autor wprowadza nowych, ciekawych bohaterów jak na przykład pan Biafra i koleżanki Achai z wojska - Bei, Shha, Lanni, Chloe, Zarrakh...
Ziemiański dzięki drugiemu tomowi Achai pokazał, że ładnie też umie. Wulgarność wciąż tu występuje, ale na szczęście w nieco mniejszej ilości. Niektórzy zarzucają autorowi seksizm. Bzdura! On tu wypchnął mężczyzn na drugi plan aby zostawić na pierwszym arkchańskie wojowniczki. Co prawda w spódniczkach do ud, ale, no cóż, Ziemiański jest mężczyzną ;)
Autor nie oszczędził Achai - była już księżniczką, żołnierzem, niewolnicą, kobietą lekkich obyczajów, znów żołnierzem, w końcu demonem... Aż boję się co stanie się z nią w części III. Bardzo się ucieszyłam, że Ziemiański dał już spokój Meredithowi, który był dla mnie najnudniejszą postacią w tej książce i zajął się bardziej Achają. Muszę przyznać, że przy wątkach z czarownikiem w części I zaczynał już ziewać.
Kiedy czytałam na Lubimy Czytać opinie czytelników wielu z nich krytykowało Ziemiańskiego za przedłużanie niepotrzebnie scen - przeciąganie opisów, wyciąganie ze scen czegoś "na siłę"... Ja jakoś tego nie poczułam szczerze mówiąc. Dla mnie to tylko wzbogaciło książkę i sprawiło ją jeszcze ciekawszą.
Jedyne co mnie denerwowało to zbyt dokładne opisy bitwy. Często też niezrozumiałe. Bo co to w ogóle jest klin?! Na szczęście większe bitwy były może dwie i aż tak mnie to nie bolało.
Podsumowując: książka jest tak wciągająca, że nawet kiedy otworzysz na chybił-trafił którąkolwiek stronę to i tak się nie oderwiesz przez dłuższy czas. Warto ją przeczytać, choćby aby upewnić się, że polska fantastyka jest dobra. Akcja jest wartka i, co najważniejsze, jest taka bez przerwy. A armia Arkach jest "fajna"!
polecam. cena w empiku: 36,99 zł
fragment str. 20
- Nie, nie. Wolelibyśmy coś jednak zjeść - mruknął Zaan, patrząc na swój mokry kubek. - Co macie?
- Ano, to mamy - zaczął wyliczać na palcach: - Taką rybę, co nie pływa, a lata, z mórz dalekich, albo trąbę słonia pieczoną na rożnie, albo jeszcze takie małe ptaszki z krajów za siedmioma górami - mniejsze niźli muchy, nie wiada jak je, psiekrwie, połapali, żeby tu dostawić, albo...
- A kotlet wieprzowy jest?
Gospodarz roześmiał się znowu.
-Tak po prawdzie to jest tylko kotlet wieprzowy [...]. Rano, co prawda, to on się jeszcze nazywał kotlet barani. Ale dla jasnego pana to ja go mogę nazwać kotletem wieprzowym. A jak jasny pan ma życzenie, to ja mogę przemianować nawet na kotlet z ludziny, cha, cha, cha...
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.
Kusi mnie ta seria, oj kusi. Muszę koniecznie ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za podesłanie linka do recenzji,
OdpowiedzUsuńzostała ona dodana do wyzwania :)
pozdrawiam!
Książka wydaję się ciekawa, fragment bardzo fajny, to się nazywa podejście do klienta :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.