wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie 2013

Recenzje

W 2013 opublikowałam 71 recenzji, z czego 57 było książkowych a 14 filmowych.
Myślę, że jest to całkiem dobry wynik, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku znajdę jeszcze więcej dobrych książek i jeszcze więcej zrecenzuję.


Najlepsze książki: 




Najlepsze filmy:

 

Blog

Patrząc na moje statystyki po prostu dziwi mnie, że zdobyłam jako taką popularność skoro moje recenzje nie są jakieś świetne i pod względem językowym i technicznym. Dziękuję jednak moim obserwatorom, komentatorom i osobom, które regularnie odwiedzają bloga, ale także tym, którzy wpadli tu przez kompletny przypadek szukając dobrej książki lub ciekawego filmu :)

Wyświetlenia: 13 693 - wielkie ogromne WOW i dziękuję :)
Obserwatorzy: 61
Opublikowane posty: 102 (71 recenzje)
Opublikowane komentarze: 264
Najczęściej czytany post: Recenzja filmu. Chłopiec w pasiastej piżamie - blisko 2200 wyświetleń!

2013 był miłym rokiem dla bloga. W maju zaczęłam współpracę recenzencką z Fabryką Słów i zrecenzowałam dla nich Pułapkę Tesli, oraz dostałam w konkursie 52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca.

Co było dla mnie miłą niespodzianką od bloga My books - Nasze recenzje otrzymałam książkę Wybrańcy :) Sama też zorganizowałam rozdanie, w którym można było wygrać książkę Przez burze ognia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku zorganizuje ich jeszcze parę...

Brałam udział w przeróżnych rozdaniach i konkursach, a także w Kuferku Książkówki - świetna inicjatywa, mam nadzieję, że autorka jeszcze ją pociągnie ;) Wyzwanie w którym uczestniczyłam w tym roku to Czytam Fantastykę - jak sama nazwa mówi chodziło w nim o to, aby przeczytać jak najwięcej fantastycznych książek w ciągu roku. Autorka prowadziła wyzwanie bardzo sprawnie mimo wielu osób biorących udział, więc w następną edycję również się zaangażuję.

Co jeszcze? Mam nadzieję, że 2014 przyniesie wiele książkowych niespodzianek dla mnie i dla Was i tego Wam życzę :)
Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim!

Podsumowanie GRUDZIEŃ

Ostatni dzień 2013 a tu tylko mżawka, no kto by pomyślał :) Generalnie sprzątnęłam trochę na blogu, ogarnęłam wyzwanie Czytam Fantastykę i... nareszcie biorę się za posty. Czas wolny spędzam na czytaniu, także będzie parę recenzji a potem muszę się wybrać do biblioteki. Nawiązując jednak do tytuły czas na podsumowanie grudnia.

Recenzje

Przeczytane 
Historia prawdziwa kapitana Haka; P. D. Baccalario (recenzja)
Poradnik pozytywnego myślenia; Matthew Quick (recenzja)
Niezbędnik obserwatorów gwiazd; Matthew Quick (recenzja)
Gone. Faza trzecia: Kłamstwa; Michael Grant (recenzja)

Najlepsza książka: Gone. Faza trzecia: Kłamstwa, Poradnik pozytywnego myślenia
Ogółem recenzji: 4


Blog

Statystyki
Łącznie w grudniu miałam: 1 062 wyświetleń.

Obserwatorzy i komentatorzy
W grudniu osiągnęłam sumę 61 obserwatorów. Zostawiliście na blogu 14 komentarzy.

#77. Recenzja książki. Michael Grant; Gone. Faza trzecia: Kłamstwa


http://s.lubimyczytac.pl//upload/books/55000/55038/352x500.jpg
Sytuacja w Ekstremalnym Terytorium Alei Promieniotwórczej się polepsza. Głód zostaje w miarę opanowany a Perdido Beach zaczyna rządzić Rada z Astrid i Samem na czele. Wszystko wydaje się być w porządku, jednak spór Ekipy Ludzi z odmieńcami wciąż się zaostrza i wymaga ostatecznego starcia, do którego jednak nie chce dopuścić dziewczyna Sama. W dodatku w samym środku ETAPu pojawia się prorokini. Jednak czy jej przepowiednie są prawdziwe nikt nie jest w stanie potwierdzić. Nadchodzi faza kłamstw...

Po raz kolejny Michael Grant ukaże nam niebezpieczny świat ETAP-u. Część III niebywale wciąga, ale zaciekawia, według mnie, mniej niż poprzednie tomy. Trzyma jednak wciąż wybitny poziom.

Bohaterzy, w trakcie czytania, bardzo ewolują - w Astrid gaśnie pycha, Sam staje się bardziej odpowiedzialny, Orsay wykazuje nieprzewidywane moce a umarli wstają z grobu... Zmagania z wszelkimi problemami ich hartują, jednak niektórzy mają dość życia w ciągłym strachu, walczenia o każdy kęs, ciągłych kłótni i wojen, kłamstw i fałszerstwa - kto w takim razie odpadnie? Astrid w tej części trochę mnie denerwowała, natomiast bohaterzy do których miałam do teraz mieszane uczucia wydali mi się o wiele bardziej sympatyczni.

„-Nie martw się. Nie pozwolę ci spaść. 
-Tak? To po co przyniosłaś kask? 
Rzuciła mu nakrycie głowy. 
-Na wypadek, gdybyś jednak spadł.”

Fabuła ciągle trzyma w napięciu. Michael Grant wplótł parę nowych wątków, nowe postaci, więc książkę czyta się od deski do deski i nie sposób ominąć cokolwiek. Wydaje się, że autor nie mógł stworzyć czegoś ciekawszego od poprzednich części, jednak od lektury nie da się po prostu oderwać. Niespodziewane zakończenia, nowi bohaterowie i nowe problemy nie dają nam książki po prostu odłożyć.

„jak to 'dziwnego'? Przecież w ETAP-ie wszystko jest dziwne.”

Język autora jest lekki i prosty, idealny dla młodzieży. Grant nie rozdrabnia się, ale też nie przedstawia nam sytuacji zbyt ogólnie. Narracja trzecioosobowa daje możliwość zobaczenia ETAP-u z różnych miejsc i punktów widzenia, co nadaje plastyczności i daje nam wyobrażenie całej rzeczywistości tego małego światka.

Podsumowując: Michael Grant powoli dawkuje nam tajemnice, nie zdradzając jednak zakończenia. Jeśli nie jesteście pewni, czy chcecie się wziąć za następną część - mówię Wam od razu "TAK". Na zachętę powiem, że autor uchyla rąbka tajemnicy jak wygląda świat poza ETAP-em Niemal dorównuje poprzednim częściom. Szkoda tylko, że jest krótsza o ok. 100 stron. Miejmy nadzieję, że kolejne tomy będą dłuższe i jeszcze ciekawsze.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę

sobota, 28 grudnia 2013

#76. Recenzja książki. Matthew Qucik; Niezbędnik obserwatorów gwiazd


Niezbędnik obserwatorów gwiazd - Matthew Quick

Finley to kończący liceum nastolatek z Bellmont. I pomimo tego, że ma kochającą dziewczynę Erin oraz jest w koszykarskiej drużynie szkoły chce się wyrwać z miasta, którym rządzą gangi i mafia. Nie dość, że musi opiekować się dziadkiem, który jest kaleką a jego ojcu trudno wiąże się koniec z końcem na dodatek dostaje nietypowe zadanie od  swojego trenera - ma zająć się Russem, zwariowaną megagwiazdą koszykówki, który od pewnego wydarzenia uważa, że przybył z kosmosu i sam nazywa się Numerem 21. Czy pod twarzą wariata Russ skrywa tajemnicę? Czy zajmie miejsce Finleya w drużynie? I czy chłopakowi w końcu uda się wyrwać z Bellmont?

Niezbędnik obserwatorów gwiazd jest historią, która nie wciąga - ją się po prostu pochłania. Nietypowi bohaterowie, którzy jak stwierdziłam po lekturze dwóch dotychczas wydanych w Polsce powieści Matthew Quicka, są mocną stroną autora a wartka akcja nie pozwala się nudzić. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że Niezbędnik obserwatorów gwiazd będzie powieścią o wiele słabszą od Poradnika pozytywnego myślenia, że autor nie zada sobie tyle trudu aby napisać naprawdę dobrą książkę. Okazało się jednak, że Matthew Quick ma osobny pomysł na każdą powieść i potrafi go zrealizować równie dobrze.

Bohaterowie to grupka bardzo sympatyczna - Finley, jedyny biały w koszykarskiej drużynie (mój brat podczas lektury tej książki ciągle nie mógł się pogodzić z tym, że on nie jest czarny), Erin, z którą zna się praktycznie od zawsze i Numer 21, zwariowany koszykarz przebierający się za kosmitę - tym razem Quick postawił na nastolatków. Tak samo jak w Poradniku... postaci bardzo się autorowi udały i trudno ich nie polubić, co jest spowodowane głównie ich trzeźwym podejściem do świata.

Fabuła jest nieskomplikowana ale dość nieprzewidywalna. Losy bohaterów zaciekawiają, choć nie trzymają ciągle w napięciu. Akcja toczy się powoli, więc tych, którzy w książce nie lubią czytać o uczuciach za bardzo nie zaciekawi. Przez dłuższy czas poznajemy historię przyjaźni Finleya z Russem - w niektórych momentach może to trochę przynudzać, jednak akcja rozpędzi się, gdy poznamy sekrety głównego bohatera aż dobiegnie końca, który da nam nadzieję na pokonanie przeciwności losu.

Autor pisze ze znajomą już jego czytelnikom lekkością słowa, dzięki której nie nudzimy się czytając. Prostymi słowami opisuje najważniejsze dla nas wartości - miłość, przyjaźń. Wielkim plusem jest stworzenie w tej powieści narracji pierwszoosobowej prowadzonej przez Finleya - jego uczucia są nam zdecydowanie bliższe dzięki temu. Zaletą prostego języka, którym posługuje się pan Quick jest to, że nie utrudnia nam w lekturze - rzecz czyta się szybko, bez zbytniego zastanawiania się. Znajdziemy tam również trochę nieodłącznego humoru, co jeszcze bardziej ułatwi nam czytanie.

Podsumowując: trudno mi wciąż nie porównywać tej książki do Poradnika pozytywnego myślenia, jednak przyznaję, że jest on nie gorszy od poprzedniej książki autora. Zaciekawia tak samo jednak coś w tej książce przyciąga mnie bardziej niż cokolwiek w historii Pata. Może z powodu młodych bohaterów, bardziej mi bliższych - nie jestem do końca pewna. Mądra i pozytywna opowieść, warta uwagi, choć jej przeczytanie zajmuje jedno popołudnie.

niedziela, 22 grudnia 2013

#75. Recenzja książki. Matthew Quick; Poradnik pozytywnego myślenia




Pat Peoples właśnie wrócił z zakładu psychiatrycznego, zwanego przez niego "złym miejscem". Trzydziestoparolatek ma na życie pewną teorię - jego życie to film, tylko że jego musi zakończyć się happyendem - czyli powrotem eksżony, Nikki. Mimo tego, że Pat wyciska setki brzuszków na urządzeniu Stomach 6000, bo jego była "lubi facetów z ładną rzeźbą", ćwiczy bycie miłym a nie stawianie na swoim oraz czyta sterty klasycznych książek, które spodobałyby się Nikki, po to aby nikt nie nazwał go "niepiśmiennym bufonem", jego historia wcale nie ma zamiaru zakończyć się szczęśliwie. Na jego drodze pojawia się w dodatku inna kobieta - zwariowana tancerka Tiffany, która - jak się okazuje - ma z nim dużo wspólnego.

Poradnik pozytywnego myślenia to świetna, pełna optymizmu książka. Bohaterzy są ciekawie wykreowani i nieprzewidywalni a fabuła zawiera nie tylko zwroty akcji, ale również tajemnice. I choć ma swoje wady książka zdecydowanie przypadła mi do gustu.

Niezmiernie spodobali mi się bohaterzy, których wykreował Quick. Ciekawy i barwny Pat ze swoją naiwnością dziecka jest nietuzinkowym pomysłem na głównego bohatera. Równie interesująca jest Tiffany, która tak samo jak Peoples w swoim życiu przeżyła już wiele. Choć na początku odbieram ją jako osobę, której ewidentnie brak piątej klepki to z czasem dowiadujemy się, że ma ku temu powodu. Polubiłam także Cliffa, terapeuty Pata. Sympatyczny mężczyzna zawsze służył radą i pomocą, dzięki czemu odebrałam go bardzo pozytywnie. Niechęcią obdarzyłam w tej powieści jedynie ojca głównego bohatera, który nie chciał pomóc swojemu choremu psychicznie synowi a często nawet pogarszał jego stan.

Fabuła jest niezmiernie nurtująca - historia o nadziei, optymistycznym podejściu do życia, o miłości do różnych ludzi - przyjaciół, rodziny... Jednak mimo tego jak bardzo wciąga i intryguje ma swoje niepotrzebne wątki. Przede wszystkim ten o kibicowaniu Orłom. Rozumiem, że dla głównego bohatera futbol mógł być niezmiernie ważny, ale mnie po jakimś czasie znudziło ciągłe skandowanie nazwisk graczy, układanie swoich ciał w litery i chwalenie się koszulką Basketta. Tutaj autor zdecydowanie zawiódł czytelników przez nadmierne opisywanie wypraw na stadiony.

Styl pisania autora był interesujący. Zdarzały się powtórzenia, które jednak były interesującym zabiegiem stylistycznym. Sposób w który Pat prowadzi narrację rzeczywiście przywodzi na myśli nierozumiejące pesymizmu dziecko. Prosty język ułatwia czytanie, więc tu zdecydowany plus dla Quicka.

Podsumowując: mimo małych zastrzeżeń polecam tę książkę wszystkim książkowym molom, którzy lubią trochę inne historie miłosne. Pokazuję moc optymistycznego myślenia, nadziei, przyjaźni i miłości.

Teraz czeka mnie tylko obejrzenie filmu i zobaczymy, czy będzie tak samo dobry jak książka :)



poniedziałek, 16 grudnia 2013

#74. Recenzja książki. P. D. Baccalario; Historia prawdziwa kapitana Haka


Trudno znaleźć dziś dziecko, które nie zna historii Piotrusia Pana. Tytułowy bohater wraz z nieodłączną wróżką Dzwoneczkiem, zdecydowanie jest najbardziej podbijającą serca czytelników postacią. Mało lubiany jest natomiast kapitan Hak, który pragnie jedynie śmierci wiecznego dziecka. Mało który młodszy czytelnik tej książki zna jednak fantastyczne dzieje sir James Fry. Historia prawdziwa kapitana Haka ukaże jego opowieść od obwianego tajemnicą narodzenia w pałacu Windsor aż po ostatni rejs...

Książka P. D. Baccalario jest urzekająca. Opowieść o przygodach szlachcica to również podróż przez jego życie, dzięki której dowiemy się dlaczego Książę Mórz bał się krokodyli, do kogo należał stary zegar i kto posiada klucz aby go nakręcić...

Autor świetnie maluje słowami - prostym językiem, który zrozumieją praktycznie wszyscy opisuje liczne abordaże, napady, trudności i szczęśliwe chwile pirata z Anglii. Kreśli nieskomplikowanych bohaterów, tworzy wiele miejsc akcji. Jednak książka nie porywa, nie czujemy się związani z głównym bohaterem, nie mam poczucia, że musimy czytać dalej. Tak jak przy innych książkach często nie mogę się powstrzymać by nie zaglądnąć jeszcze raz, tak tu kompletnie nie miałam takiego samozaparcia żeby z kapitanem Hakiem zarzucić kolejną kotwicę.

Choć nie przywiązałam się specjalnie ani do głównego bohatera nie oznacza to, że lektura była kompletną klapą. Jeśli do przeczytania zachęca tytuł, bo ja byłam go bardzo ciekawa, to książka zostawia przy sobie ciekawą historią i dobrym pomysłem na fabułę. Mimo że wydarzenia są opisywane bardzo monotonnie
i czytając nawet najciekawsze zwroty akcji nie jesteśmy do końca zaciekawieni, Historia prawdziwa kapitana Haka nadrabia wieloma wątkami. Śledzenie ich sprawiło, że nieco bardziej mieliśmy ochotę przeczytać do końca. Ciekawymi są przede wszystkim losy matki Jamesa, May oraz poszukiwania kuzyna przez lady Florence.

Od strony technicznej Historia... prezentuje się bardzo dobrze. Ładna okładka, ciekawe inicjały na początku rozdziałów i mapy na drugich stronach okładki - czyli to co w książkach przygodowych uwielbiam. Szkoda tylko, że wyłapałam parę błędów - bez nich z pewnością lepiej odebrałabym to wydanie.

Podsumowując: nienajgorsza przygodówka, dla młodszych raczej czytelników, którzy wolą dobrą zabawę niż długie opisy. Autor wie jak dotrzeć do młodzieży, zwłaszcza że jego książki są adresowane głównie do nich.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

sobota, 7 grudnia 2013

Wyniki pierwszego rozdania na blogu Read here!

Rozdanie trochę się przeciągnęło, więc wyniki wstawiam dopiero dziś :) W losowaniu wzięło udział 26 osób, losów było 72. Nie przedłużając wygrał numer...



A kto jest tym szczęśliwcem? Pod numerkiem 66 kryje się...

Ania Floo! 


Gratuluję i proszę o kontakt na email miss.photographs@gmail.com!

Muszę przyznać, że organizacja rozdania sprawiła mi dużo frajdy i mam nadzieję, że za nie długo rozpocznę kolejne :) 

sobota, 30 listopada 2013

Podsumowanie LISTOPAD

Listopad nie wypadł jakoś rewelacyjnie, ale i tak lepiej niż miesiąc poprzedni. Zaledwie cztery recenzje, niestety blog trochę podupadał, ponieważ nie mam za bardzo czasu na czytanie ani recenzowanie. Idą jednak święta i przerwa świąteczna, więc postaram się w grudniu trochę ogarnąć się z blogiem i wynaleźć jak najwięcej czasu żeby się gdzieś zaszyć z lekturą :)

Recenzje

 Przeczytane 
Intruz; Stephanie Meyer (recenzja)
Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi; Rafał Kosik (recenzja)
Michael Vey. Więzień celi 25; Richard Paul Evans (recenzja)
Buba. Sezon ogórkowy; Barbara Kosmowska (recenzja)

Ogółem recenzji: 4



Blog

Statystyki
Łącznie w listopadzie miałam: 1 347 wyświetleń.

Obserwatorzy i komentatorzy
W listopadzie osiągnęłam sumę 60 obserwatorów (głównie za sprawą rozdania). Zostawiliście na blogu 35 komentarzy.


Życzę miłego weekendu wszystkim :)

piątek, 29 listopada 2013

#73. Recenzja książki. Barbara Kosmowska; Buba. Sezon ogórkowy




To już druga część perypetii Buby. Mimo wielu przeciwności losu siedemnastoletnia dziewczyna poradzi sobie z każdą z pogodą na twarzy - a będzie ich nie mało. Tym razem będzie musiała przezwyciężyć w sobie żal po starcie Miłosza, pokonać w ogóra słynnego na całe osiedle karcianego kanciarza Stalina oraz przetrwać liczne rodzinne spory...

Buba tak mi się spodobała, że gdy tylko zobaczyłam jej kontynuację na bibliotecznej półce, musiałam ją wypożyczyć. Miała obawy czy specyficzny humor Kosmowskiej w "Sezonie ogórkowym" nie wyparował, A jednak. Wciąż pozostał ważny atutem tej lektury.

"-Mamy ślub - Mańczak cedził słowa z coraz większym trudem. - Ale pragniemy jeszcze raz ślubować to samo.
-Po co? - nie zrozumiał dziadek. - Po cholerę dwa razy kłamać, skoro masz już pan to za sobą.
-Wyprowadźcie starca! - zażądała Mańczakowa. - W innym wypadku... ja go stąd wyniosę.
-Nie wątpię - dziadek z uznaniem spojrzał na bagażnik. - Kondycyjkę to pani ma jak strongman!".


Barwnych postaci spod Zwierzynieckiej trudno nie polubić. Szczególną sympatią obdarzyłam, tak jak i w części poprzedniej - dziadka Buby. Cięte riposty i kąśliwe uwagi staruszka rozśmieszyły mnie podczas lektury nie raz i nie dwa. Tytułowa bohaterka również wzbudziła moje szczególne zainteresowanie. Ta niepozorna osóbka w drugiej części trochę się zmienia, uczy asertywności, wciąż jednak na pierwszym miejscu stawia sobie szczęście innych. Pojawiają się tu również wiecznie skłóceni rodzice brydżowej mistrzyni oraz grono jej najbliższych przyjaciół, które nieco się powiększy.

Fabuła kontynuacji Buby nie bardzo różni się od części pierwszej. Znów Olka postanowi rozwieść się z Robertem i po raz kolejny tego nie zrobi. Znowu rodzice Buby przeżyją kryzys i znowu babcia Rita zagości w ich rodzinnym mieszkaniu. Na szczęście autorka dodała także parę nowych wątków, dzięki czemu nie nudziłam się czytając.

A czytało się bardzo przyjemnie również ze względu na styl pisania autorki - prosty i przyjemny, nie trudny w odbiorze. Jak już wspomniałam jest także wypełniony humorem. Lecz Buba to nie tylko zabawa. Znajdzie się również dużo przemyśleń tytułowej bohaterki, niektóre bardziej filozoficznych niektórych mniej. Dla wielu osób mogą być drogowskazami jak patrzeć na życie pozytywniej, tak jak Buba - przez różowe okulary.

Podsumowując: Barbara Kosmowska po raz kolejny rozbawia i zaciekawia. Trudno mi było oderwać się od książki, więc połknęłam ją w jedno popołudnie. Niezmiernie mi się spodobała i trudno mi wybrać między tą a poprzednią częścią. Buba jak to Buba - musi być dobra ;)

sobota, 23 listopada 2013

#72. Recenzja książki. Richard Paul Evans; Michael Vey. Więzień celi 25.

Michael Vey to na pierwszy rzut oka zwykły nastolatek. Może trochę zbyt niski i gdy się zdenerwuje miewa różne tiki przez swój zespół Tourett'a, ale jest całkiem przeciętny. Mało osób wie jednak, że chłopak skrywa w sobie niepojętą moc - może porazić elektrycznością o mocy, która zabije krokodyla, kiedy tylko chce! Pewnego dnia okazuje się, że nie tylko on skrywa elektryczny sekret, ale również popularna czirliderka, Taylor ma zaskakującą umiejętność "resetowania" ludzi, tajemnicza korporacja porywa matkę Veya i zaczyna go ścigać. Wychodzi na jaw, że dawno temu w pasadeńskim szpitalu w Kalifornii, gdzie urodził się mutant testowano wynalazek, który zakaził nowo urodzone dzieci. Naelektryzowani bohaterowie to cel doktora Hatcha, szalonego naukowca, a do "kolekcji" brakuje mu tylko Taylor i Micheala. Kiedy doktor dosięga również dziewczynę, chłopiec stara się uratować dwie najwięcej znaczące dla niego kobiety i trafia prosto do Pasadeny - prosto do paszczy lwa...

Brzmi bardzo szablonowo, prawda? Też tak na początku myślałam, na szczęście jednak postanowiłam ją przeczytać. A po lekturze muszę przyznać, że historia elektrycznych dzieci jest porywająca i zdecydowanie warto ją przeczytać.

Autor ciekawie przedstawia bohaterów - każdy ma inną związaną z elektrycznością moc, spotkamy się zatem z czytaniem w myślach, strzelaniem piorunami, elektrolokacja... Pomimo tego, że przez karty książki przewija się wielu elektrycznych i nieelektrycznych postaci na pierwszym planie pozostają Michael, Taylor i ich przyjaciel Ostin. Trudno nie polubić głównych bohaterów - od początku wychodzą na tych dobrych, choć mniej lubianych. Z czasem coraz bardziej ich wspieramy i mamy nadzieję, że uda im się zwyciężyć zło. Należy jednak pamiętać, że ma ono nad nimi zdecydowaną przewagę...

Fanom fantastyki i s-f może się wydawać, że już to kiedyś czytali. Zmutowane dzieci i nie do końca poczytalny naukowiec, głowny bohater jest mało popularny i ma tylko jednego rodzica albo żadnego - taki motyw coraz częściej wykorzystuje się w młodzieżowej literaturze. W książce pana Evansa, mimo że znów mamy do czynienia z tymi nieodłącznymi elementami,przynajmniej mi nie znudziło się to. Jest wiele książek, opartych na tych schematach, którymi po prostu rzuciłabym o ścianę i powiedziała dziękuję, ale ta faktycznie jest warta przebrnięcie przez te pierwsze parę rozdziałów, w których napotykamy się na wszystkie dodatki po kolei.

„Diabeł powie tysiąc prawd, żeby przemycić jedno kłamstwo.”

Fabuła jest ogólnie skonstruowana tak, żeby nie nudzić. Gdy przyjaciele się rozdzielają, z nudniejszych wątków przeskakujemy od razu do ciekawszych. Trudno ją choć na chwilę odłożyć bo chcemy wiedzieć co będzie dalej. Prosty język pisania autora sprawił, że przeczytałam ją w jeden dzień. Richard Paul Evans nie wdaje się specjalnie w uczucia. Dla niego ważna jest walka, choć bywa i tak, że Michael przedstawi nam choć trochę swoje nastawienie. Nie wdaje się nawet za bardzo w związek głównych bohaterów - może w następnej części?

Podsumowując: powieść ta jest zdecydowanie skierowana do młodzieży. Nie znajdziemy tu heroicznych walk dobra ze złem, ale raczej typową mieszankę fantastyki i science-fiction. Choć fabuła nie jest specjalnie innowacyjna to zaciekawiła nawet mnie, choć się tego nie spodziewałam. Niesie ze sobą też wartości jakie w świecie nastolatków coraz bardziej odchodzą do lamusa - miłość do rodziców, szacunek dla słabszych, bezgraniczna wierność i moc przyjaźni. Może choć niektórzy nastoletni czytelnicy tej książki je dostrzegą i wezmą sobie do serca...

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę

poniedziałek, 11 listopada 2013

Pierwsze rozdanie na blogu Read here. z okazji pierwszych urodzin! :)

Z okazji pierwszego roku mojej działalności w Internecie organizuję rozdanie w którym można będzie wygrać debiutancką książkę Veronici Rossi Przez burze ognia.
Zwycięzca zostanie wybrany drogą losowania przez generator liczb, jednak zdobyć będzie można więcej niż jeden głos, więc zachęcam do spełnienia dodatkowych warunków.

Zasady:
1. Fundatorem nagrody i organizatorem rozdania jestem ja, autorka bloga Read here,
2. Losowanie trwa od 11 do 30 listopada. W tym czasie należy się zgłosić a 1 grudnia wybiorą zwycięzce.
3. Po zakończeniu rozdania zwycięzca będzie miał 3 dni na skontaktowanie się ze mną na adres mailowy miss.photographs@gmail.com (zwycięzca NIE BĘDZIE informowany o wygranej). Jeśli kontakt nie nastąpi losuję jeszcze raz.

4. Adres wysyłkowy zwycięzcy musi znajdować się na terenie Polski.
5. Nagroda zostanie przesłana przez Pocztę Polską w przeciągu 5 dni roboczych.
6. Organizatorka nie ponosi odpowiedzialności za zniszczenia nagrody podczas przesyłki.
7. Jeśli do rozdania nie zgłosi się min. 10 osób termin zakończenia rozdania się wydłuży lub konkurs się nie odbędzie.

Zdobywanie głosów:
obserwacja bloga  - 1 głos
obserwacja na bloglovinie - 1 głos
udostępnienie podlinkowanego baneru i informacji o konkursie na blogu, portalu społecznościowym - 1 głos
Na starcie otrzymujecie 1 głos, czyli w sumie można dostać 4 głosy. Proszę o podanie swojej nazwy na blogspocie i/lub bloglovinie, jeśli spełniacie warunki obserwacji a jeżeli umieściliście gdzieś baner to o link gdzie znajduje się Wasza informacja.
Zachęcam do zdobywania dodatkowych głosów, bo daje to większą szansę na wygraną! ;)


Standardowe zgłoszenie do konkursu:
Zgłaszam się!
Mail: ----
Wypełniłam/em warunki: --- (to wpisujecie ile uzyskaliście głosów, co zrobiliście i linki).



Baner:
http://czytaj-tu.blogspot.com/2013/11/pierwsze-rozdanie-na-blogu-read-here-z.html

Zapraszam do brania udziału!

niedziela, 10 listopada 2013

#71. Recenzja książki. Rafał Kosik; Felix, Net, Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi




Net Bielecki, Felix Polon oraz Nika Mickiewicz razem z wieloma innymi pierwszoklasistami rozpoczynają naukę w Gimnazjum im. Stefana Kuszmińskiego. Już od początku roku szkolnego zaczynają im się przydarzać... dziwne przygody! Trójka przyjaciół zdemaskuje tajemniczy Gang Niewidzialnych Ludzi, sprawdzi kto naprawdę lata niezidentyfikowanym obiektem latającym nad Tatrami, będzie walczyć ze zbuntowaną sztuczną inteligencją a także przekona się jak wielką moc ma przyjaźń.

Na tę książkę skusiłam się jedynie dlatego, że przeczytałam o niej dużo dobrego w Internecie. Zaciekawiła mnie również jej fabuła, która skojarzyła mi się od razu z Harry'm Potterem - trójka przyjaciół z niezliczonymi przygodami zawsze brzmi dla mnie świetnie. Niestety lektura oprócz plusów ma jeszcze sporo wad...

Fabuła, pełna technicznych zagadnień i ciągłego ocierania się rzeczywistości z fantastyką może się podobać. Mnie w każdym bądź razie bardzo wciągnęły historię o duchach i szukaniu skarbów przez nastolatków. Kosik ciekawie też podzielił rozdziały - prawie każdy zajmował się inną historię, niektóre łączyły się ale dokładały nowe wątki i td. Niestety potem zrobiło się tych niuansów trochę sporo, a jak mówią "co za dużo to nie zdrowo". Przyznam też, że niektóre wątki były po prostu niepotrzebnie i bez sensu wtrącone do całości - np. historia Niki. Sama się utrzymuje, bez rodziców i chodzi do prywatnego gimnazjum. Nie chciałabym zdradzać za wielu szczegółów i rozumiem, że pan Kosik chciał może zwrócić uwagę na to, że nie wszyscy są w tak dobrej sytuacji finansowej jak inni. Ale wyszło trochę niezdarnie.

Bohaterzy? Tu idą i na plus i na minus. Przede wszystkim są bardzo ciekawi - Felix to genialny konstruktor, Net - geniusz informatyczny i tajemnicza Nika, która nie chce o czymś chłopcom powiedzieć. Autor nie raz sprawi, że nas rozbawią oraz że się do nich przywiążemy. Jednak trzeba to przyznać - są trochę sztuczni. W dzisiejszych czasach trudno znaleźć trzynastolatków, którzy trzymają się dokładnie wyznaczonych godzin "policyjnych", są posłuszni i przyznają się do wszystkiego rodzicom.

Co jeszcze mnie zdziwiło? Chodzimy do szkoły w Wigilię? Serio? Na dodatek zauważyłam w książce sporo powtórzeń. Nie kłują w oczy, ale... są. Nie zmienia to jednak faktu, że wystarczyły mi dwa wieczory na przeczytanie książki, bo wciąga ona niezmiernie a lekki styl pisania autora tylko ułatwia nam szybkie przebrnięcie przez powieść.

Podsumowując: książka ma swoje wady i zalety. Mniej więcej się one równoważą, ale nie zmieni to faktu że te plusy ujemne też istnieją. Na szczęście dla zwyczajnych nastolatków nie powinno to sprawiać szczególnego problemu -  książka jak książka. Autor trochę niezdecydowany zrobił coś na kształt s-f skrzyżowanego z Harrym Potterem, ale bez różdżek, kociołków i quidditcha. Ale wciąż nie wiem czy mam ochotę sięgnąć po następne części.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

niedziela, 3 listopada 2013

#70. Recenzja książki. Stephanie Meyer; Intruz



Ziemia, bliżej nieokreślona przyszłość. Tajemnicze istoty z kosmosu opanowują naszą planetę ale nie walcząc, lecz wnikając do naszych umysłów. Gatunek ludzki jest na wyniszczeniu - wchodząc do głów najeźdźcy przywłaszczają sobie nasze życie i ciało. Tych, którzy nie mają w sobie jeszcze duszy tropią łowcy. Tak zostaje złapana Melanie. W jej rozumu wczepiona zostaje Wagabunda - dojrzała dusza, która ma doprowadzić łowców do reszty wolnych ludzi. Melanie jednak nie ma zamiaru oddać jej swojego umysłu i wciąż podsuwa jej obrazy ukochanego. Wagabunda, która powoli zaczyna przyjaźnić się z właścicielką ciała jej żywiciela, wyrusza w poszukiwanie jej lubego, Jareda oraz brata Jamie'go.

Niektórych od Intruza może odstraszać już nazwisko autorki. Wiele osób kojarzy się ono z sagą Zmierzch, która okryła się złą sławą, w każdym bądź razie w gronie dojrzałych czytelników. Nie ma jednak ku temu żadnych powodów. Intruz jest książką o niebo lepszą.

Przede wszystkim powieść ma niezmiernie ciekawą fabułę. Pomysł na historię jest banalny - niewidzialni wrogowie najeżdżają na ziemię a gdzieś głęboko w jaskiniach żyje sobie grupa rebeliantów, którzy bronią się przed intruzami. Stephanie Meyer odmalowała to jednak jako pełną przeżyć, emocji, strachu i nadziei dzieło, które z pewnością zachwyci fanów romansów ale również fantastyki i s-f. Spod pióra pani Meyer wychodzą innowacyjne pomysły, jakimi jest wszczepianie dusz w ludzkie rozumy ale również dialogi pełne miłosnego uniesienia, a wszystko odmalowane barwnie i ciekawie.

Bohaterowie również są nietuzinkowi - Melanie, która ma w sobie dwa rozumy czy też Jared, który nie jest pewny swych uczuć do swej ukochanej uwięzionej w swoim własnym ciele. Oprócz tego na kartach książki spotkamy wiele świetnie stworzonych, skomplikowanych postaci, które polubimy lub nie.

Autorka pisze prosto i łatwo, ale w porównaniu do Zmierzchu o wiele lepiej. Jej styl dojrzał i bardzo się zmienił przy tej książce. Przeżycia bohaterów opisuje tak, że czyta się je jednym tchem, ale bardziej niż na przygodach skupia się na uczuciach. Nie raz ogarnie nas przy tej lekturze wzruszenie i możemy poczuć się jakbyś wraz z bohaterami walczyli o wolność. Pomimo tego że książka ma ok. 560 stron (!) nie znudziła mnie ani trochę.


Podsumowując: świetna, dobrze napisana i ciekawa książka. Nie warto podchodzić do niej sceptycznie, oczekując powtórki największego "dzieła" autorki. Wartka akcja, niespodziewane zakończenie, świetni bohaterowie. Wywołała na mnie pozytywne zaskoczenie, kompletnie nie spodziewałam się, że pani Meyer uniesie się ponad wampirze opowieści i napisze coś takiego. Mam nadzieję, że zaskoczy jeszcze wiele razy.



Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę

piątek, 1 listopada 2013

Podsumowanie PAŹDZIERNIK


Recenzje


Przeczytane 
Pułapka Tesli; Andrzej Ziemiański (recenzja)


Obejrzane
Grawitacja (recenzja)

Ogółem recenzji: 2





Blog


Statystyki
Łącznie w październiku miałam: 810 wyświetleń.

Obserwatorzy i komentatorzy
W październiku osiągnęłam sumę 32 obserwatorów. Zostawiliście na blogu 9 komentarzy.


Listopad? Wcale nie obiecuję, że będzie książkowo lepszy, choć uwolnię się na trochę od lektury, co da mi więcej czasu. Trochę mnie smucą te moje smętne statystyki, ale mam mało czasu, żeby wygospodarować go na bloga czy na cokolwiek innego.
Życzę miłego i dnia i dzięki, że właśnie to czytasz! :)

czwartek, 24 października 2013

#69. PRZEDPREMIEROWO. Recenzja książki. Andrzej Ziemiański; Pułapka Tesli

http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/194000/194048/187301-352x500.jpg

Ziemiański jak trójkąt bermudzki po raz kolejny wciąga czytelnika w swoje historie. Bawi się jego wiedzą i niewiedzą o świecie. Dużo w tym wszystkim Wrocławia, miasta, które zdawałoby się dobrze znamy, a jednak poznajemy na nowo trzymając się śladów Autora. Tutaj czas nie ma granic i ram. Gdzieś w tle przechadza się Amy Winehouse. Lars Ericsson poszukuje partnerów w dalekiej Japonii, a Nikola Tesla próbuje walczyć o swoje patenty z Bellem i Edisonem. Prawdziwe testosteron story z intrygującą pułapką w tle.
źródło opisu: Fabryka Słów

Pułapka Tesli to nowy zbiór publikowanych już w różnych czasopismach opowiadań Ziemiańskiego - mieszanina bardzo niejednorodna. Znajdzie się trochę fantastyki - nieraz cofniemy się w czasie, a nawet wejdziemy z autorem do ludzkich głów, ale pod przykrywką zupełnie niespodziewanych wymysłów autora odkryjemy też trochę zwykłych i niezwykłych ludzkich problemów.. Krótko mówiąc: każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Styl pisania pana Ziemiańskiego nie przeszkodzi nam w czytaniu - autor pisze łatwo i prosto. Przy objętości 300 stron książkę czyta się szybko, dlatego ostrzegam - nie jest to lektura na cały dzień. Ziemiański, tak jak w jego najbardziej znanej powieści, Achai, pokazał klasę. W każdej historii jest to co w jego opowiadaniach najlepsze - humor (również czarny) oraz niespodziewane zakończenia i zwroty akcji.

Niezwykli bohaterowie - rodzina, która cofa się w czasie; konstruktorzy walczący o swoje patenty; para, która nie może do siebie wrócić i doktor Różycki, lekarz wędrujący w snach to towarzystwo nietuzinkowe, przy którym nie sposób nie spędzić miło czasu. Choć zupełnie inni, są świetnie stworzeni, nietypowi i ciekawi.

Podsumowując: każdy wielbiciel polskiej fantastyki i pana Ziemiańskiego powinien sięgnąć po tę książkę. Świetne postacie i nietypowe fabuły opowiadań sprawią, że nawet ten króciutki zbiór sprawi Wam wiele przyjemności z czytania. 
polecam. cena: 32,99 zł

Aby przeczytać fragment Pułapki Tesli kliknij w link: FRAGMENT.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

sobota, 19 października 2013

#68. Recenzja filmu. Grawitacja



Recenzja może zawierać spojlery.

Matt Kowalsky (George Clooney) oraz doktor Ryan Stone (Sandra Bullock) przeprowadzają zwykłą kosmiczną misję zleconą przez NASA - naprawa teleskopu Hubble'a. Wszystko idzie jak po maśle aż do momentu kiedy niezrównoważeni Rosjanie zestrzeliwują swoją własną bazę kosmiczną. Deszcz odłamków, zachowujący się co najmniej jak samo naprowadzający pocisk, który goni bohaterów przez prawie cały film, niszczy ich statek kosmiczny a wraz z nim idą w diabli marzenia dwójki astronautów o bezpiecznym powrocie na łono Matki Ziemi. Dwójka bohaterów musi sobie radzić sama co jakiś czas wykrzykując "Houston, mamy problem". Oczywiście bez odpowiedzi.

Grawitacja Alfonso Cuaróna to jeden z najbardziej zjawiskowych filmów tego roku. Pełne patosu zdjęcia kosmosu zapierają dech w piersiach, reżyser dodał im tyle realizmu, że oglądając film na dużym ekranie mamy wrażenie oglądania wszechświata swoimi własnymi oczami. Trzeba jednak pamiętać, że nawet niesamowite ujęcia uniwersum całego filmu nie zastąpią.

Pierwsza godzina filmu jest bardzo dobra. Dopóki Matt i Ryan przedzierają się przez przestrzeń kosmiczną szukając ocalenia trudno oderwać oczy od ekranu. Potem robi się już tylko gorzej - Clooney odlatują w nicość a Bullock nie mogąc sobie poradzić sama obraca wszystko czego dotknie w kosmiczny śmietnik. Nie ma w tym jednak żadnej wizji a film da się streścić w dwóch linijkach.

Mocną stroną Grawitacji jest natomiast, niezmiernie ważna, warstwa psychologiczna, którą kreuje głównie doktor Stone. Jej walka o życie, cierpienie i płacz - wszystko oddała świetnie, dała z siebie po prostu wszystko. I choć scenarzysta musiał wkręcić (dla urozmaicenia?) do jej przeszłości równie melodramatyczne przeżycie, jakim była śmierć dziecka, nawet to nie jest w stanie zepsuć jej postaci.


Podsumowując: film ten jest o tyle specyficzny, że niektórym może się podobać, a niektórym nie. Uważam, że jest on po prostu inny - pełny akcji ale również skłaniający do przemyśleń. Polecam oglądać jednak Grawitację na dużym ekranie - bez efektu jaki dają ujęcia kosmosu w kinie na pewno słabiej go ocenimy. Film od naukowej strony z pewnością miał wiele błędów, ale zwykły zjadacz chleba jak ja chciał tylko widowiska z mocnymi przeżyciami. I je dostał - zapakowane bez specjalnej finezji, ale dostał.
warty obejrzenia.

http://ocdn.eu/images/pulscms/ZDY7MDQsMCwwLDUwMCwyZDA7MDYsMzIwLDFjMg__/a51e2173a667debdc39efe8e69cb6fa3.jpg

http://0.s.dziennik.pl/pliki/5325000/5325136-grawitacja-643-385.jpg 
http://www.crazynauka.pl/wp-content/uploads/2013/10/grawitacja3.jpg

czwartek, 10 października 2013


Nie mogę w to uwierzyć. Siedzę w blogosferze już calusieńki rok! Pierwszy post pojawił się dokładnie trzy sześćdziesiąt pięć dni temu - 10 października 2012 roku. Początki były trudne - najpierw nie do końca byłam pewna czy naprawdę chcę to robić, potem jakoś mi się berzdiejspodobało i tak już zostało - wciąż piszę recenzje. Nie bez samouwielbienia muszę przyznać, że wychodzi mi to coraz lepiej. Początkowo krótkie, nieskładne teksty zamieniły się w długie teksty, które można nawet podzielić na akapity :)
Co chciałabym sobie życzyć? Ciągłej wytrwałości w pisaniu recenzji i nabywania w związku z tym nowych doświadczeń. Nawiązania współpracy z jeszcze większą liczbą wydawnictw oraz najważniejszej rzeczy - związania przyszłości z recenzjami! :)

Może teraz trochę statystyk...:
  • Opublikowałam 93 posty.
  • Miałam 10 700 wejść.
  • Przez cały rok osiągnęłam sumę 32 obserwatorów.
  • Najczęściej znajdowaliście mnie przez Google, używając przeglądarki Firefox oraz Chrome.
  • Odbieraliście mnie najczęściej w Polsce, potem USA, Rosji, Niemczech, na Ukrainie, w Wielkej Brytanii a nawet w Rumunii i Serbii!

  • Najczęściej wyświetlana była recenzja Chłopca w pasiastej piżamie (1852 wyśw.), potem I tomu Pozaświatowców Brandona Mulla (837 wyśw.) a na trzecim miejscu uplasował się Ransom Riggs i Osobliwy dom pani Peregrine (213 wyśw.).


Jako, że rocznicę należy świętować hucznie z okazji roczka mojego bloga zorganizuję rozdanie. Dlatego startuję do Was z zapytaniem - jakie książki widzielibyście w pierwszym rozdaniu? Coś co recenzowałam na blogu, czy może jeszcze nie? Piszcie!

poniedziałek, 30 września 2013

Podsumowanie WRZESIEŃ

Wrzesień minął mi szybko, wręcz za szybko. Niestety nie udało mi się wcisnąć w swój tygodniowy harmonogram paru chwil z książką, więc czytałam zazwyczaj tylko w weekendy. Musiałam również przeczytać lekturę, co wydzierało mi dużo czasu. Aż serce mi się krajało kiedy zamiast Intruza musiałam przedzierać się przez Krzyżaków :(  Z powodu natłoku nauki zaniedbałam nieco bloga, co widać po małej liczbie wyświetleń oraz komentarzy. Mam nadzieję, że to poprawię w październiku, a tymczasem moje wyniki...



Recenzje


Przeczytane 
Gone, Zniknęli. Faza druga: Głód; Michael Grant (recenzja)
Dotyk Julii; Tahereh Mafi (recenzja)
Przez burze ognia; Veronica Rossi (recenzja)
Trzy metry nad niebem; Frederico Moccia (recenzja)


Najlepsza książka: Gone, Zniknęli. Faza druga: Głód, Trzy metry nad niebem
Ogółem recenzji: 4





Blog


Statystyki
Łącznie we wrześniu miałam: 637 wyświetleń.

Obserwatorzy i komentatorzy
We wrześniu osiągnęłam sumę 32 obserwatorów ;)  Od teraz możecie mnie również obserwować na bloglovinie. Zostawiliście na blogu 13 komentarzy.



A co planuje na październik?... W październiku mam zamiar wygospodarować sobie więcej czasu na czytanie i oczywiście recenzowanie. Wczoraj przyszła do mnie paczuszka od Fabryki Słów, a w niej egzemplarz Pułapki Tesli Andrzeja Ziemiańskiego, więc rychło spodziewajcie się recenzji :) xx
Miłego weekendu! :)

niedziela, 22 września 2013

#67. Recenzja książki. Federico Moccia; Trzy metry nad niebem


http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/40000/40781/117230-352x500.jpg

Babi to ułożona dziewczyn, wzorowa uczennica z dobrej rodziny. Gdy pewnego dnia spotyka na swojej życiowej drodze Stepa, rasowego chuligana dla którego ćwiczenia na siłowni, bijatyki i burdy uliczne to codzienność wydaje jej się, że nigdy nie odwzajemni uczucia, jakim on ją obdarzył od pierwszego wejrzenia. Powoli jednak zaczyna poznawać życie młodocianego przestępcy i zostaje wciągnięta w jego niebezpieczny świat - złodziei i szybkich motorów. Wraz z rosnącą namiętnością oboje się zmieniają. Babi poznaje ciemną stronę ludzi, otwiera się na nowe wyzwania a Step łagodnieje. Oboje dojrzewają i odkrywają nowe, sprzeczne z sobą światy.

Federico Moccia jest czarodziejem słów. W Trzech metrach nad niebem odmalował romantyczną historię, która wciąga, zaskakuje i pokazuje jak można się zmienić pod wpływem innych. Powieść oczarowała mnie na tyle, że pochłaniałam ją z wypiekami na twarzy.

Bohaterowie są najważniejszym i mocnym punktem tej książki. Na każdej stronie, wciąż ewoluują, zmieniają się. Są niesamowicie żywi, czasem robią coś zupełnie spontanicznie i dają się porwać sile uczucia. Pan Moccia ukazał nam ich jako zupełnie innych lecz zostawił jako podobnych. I choć nie tylko oni występują w powieści, to na nich głównie się skupiamy - reszta bohaterów zostaje pokazana dość pobieżnie.

Styl pisania autora jest szczegółowy, lecz prosty i łatwy do zrozumienia. Autor mocno skupia się na opisywaniu emocji bohaterów. Nadaje to książce mocno zabarwionego uczuciami wydźwięku i jeszcze bardziej podsyca związek pomiędzy Babi a Stepem.

Fabuła powieści jest niezmiernie zaplątana, przez dłuższy czas nie wiem czy główni bohaterowie postanowią być ze sobą. Wiele zwrotów akcji potęguję ciekawość a koniec bez happy-endu wzmacnia prawdziwość tej historii. Jest ona również niezmiernie wciągająca. Każdy fan romansów na pewno nie będzie mógł przejść koło Trzech metrów nad niebem obojętnie.

Podsumowując: autor potrafił poetycko opisać uczucia pomiędzy Babi a Stepem, lecz równie sprawnie odmalowywał brutalne walki, w których uczestniczył Stefano. Ta powieść ma w sobie coś przyciągającego i jest jednym z moich najbardziej udanych zakupów książkowych.
polecam. cena: 12,99 zł

niedziela, 15 września 2013

#66. Recenzja książki. Veronica Rossi; Przez burze ognia


http://www.gandalf.com.pl/o/przez-burze-ognia,big,364706.jpg

Aria to Osadniczka żyjąca w Reverie. To świat oddzielony od dzikiej natury kopułą, w którym ludzie spędzają czas w wirtualnych Sferach, dzięki specjalnemu urządzeniu - Wizjerowi. Przez nieszczęśliwy splot wypadków zostaje wygnana z domu, poza kopułę. Na zewnątrz - w miejscu gdzie szaleją burze eterowe, grasują kanibale a na każdym kroku czają dzikie zwierzęta i Wykluczeni, mieszkańcy spoza Reverie - Aria nie ma szans na przeżycie. Pomóc jej może tylko jeden z "Dzikusów", ludzi spoza Sfer. Los obdarza tym obowiązkiem Perry'ego. Z początku niechętnie chłopak zgadza się pomóc dziewczynie, która z kolei może mu się przydać w odnalezieniu bratanka porwanego przez Osadników i odkupieniu swoich win u brata. Powoli nienawiść między nimi zmienia się w uczucie, a w swoim towarzystwie odnajdują ostoję w trudnych chwilach. Czy uda im się dokończyć swoje misje razem?

Przez burze ognia nie zaciekawiło mnie od razu. Trochę potrwa zanim autorka porządnie nas wciągnie w opowieść o próbie przeżycia w pełnym niebezpieczeństw świecie. Ale w końcu jej się to uda. Na dobre.

Od kiedy przeczytałam parę recenzji tej książki w internecie i zobaczyłam tę świetną okładkę postanowiłam, że na pewno nie przejdę koło tej powieści obojętnie. Po paru stronicach wydawało mi się, że polowanie na nią jednak nie miało sensu. Początek przynudzał, był dość mało zachwycający i nie popychał mnie do tego by dalej zagłębiać się w lekturę. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem akcja nabierała rozpędu, pojawiały się nowe postacie, nowe zdarzenia. Po pewnym czasie coraz trudniej było mi się oderwać od książki, czekając na kolejne niebezpieczeństwa, które mogą stanąć przed Perry'm i Arią. 

Mocną stroną tej mieszanki fantasy i s-f są główni bohaterowie oraz wizja świata w przyszłości. Trudno nie przywiązać się do Peregrine'a i Arii, choć z początku oboje wydawali mi się średnio przyjaźni. Chłopak oraz dziewczyna o dwóch skrajnie różnych charakterach - ona żyjąca zawsze w wygodzie, w świecie pełnym technologii i on - gruboskórny, lecz nie bez serca, dorastający w miejscu tak niebezpiecznym, nie bojący się niczego, ale wrażliwy. Mistrzowskie wykreowanie postaci przez autorkę dodaje walorów powieści. 

Niedawno recenzowałam Dotyk Julii Tahereh Mafi. Kto czytał ten wie, że narzekałam tam na brak opisów świata w przyszłości, które są w powieściach utopijnych tak ważne. W Przez burze ognia na szczęście tego typu narzekań nie będzie. Swoją wizję świata za tysiące lat Veronica Rossi przedstawiła bardzo przejrzyście, opowieści Arii o Reverie czytałam z zapartym tchem. 

Choć nie znajdziemy tu  wampirów czy wilkołaków autorka aby urozmaicić Arii pobyt na zewnątrz wprowadziła inne niezwykłe moce, które mają Wykluczeni. W książce zaistnieli więc Scirzy, posiadający wyczulony węch na tyle, że mogą "powąchać" emocje innego człowieka, Vidowie, posiadający niesamowicie rozwinięty wzrok oraz Audiole, wyczuleni na dźwięki. Jestem wręcz wdzięczna autorce, że nie powielała znanych nam już schematycznych nierealnych stworzeń, lecz wymyśliła coś nowego, oryginalnego.

Podsumowując: jeśli jesteś fanem antyutopijnych wizji świata w przyszłości, to z pewnością przypadnie ci do gustu debiutancka powieść Veronici Rossi. Ja polubiłam niemal każdy jej aspekt, wybaczając autorce nawet ten marny początek. Dynamiczna akcja szybko wciąga, postacie, również te poboczne wywołują sympatię ale również nienawiść a lekki i plastyczny styl pisania pozwala łatwo przebrnąć przez kolejne strony. Aż nie mogę się doczekać kiedy w moje łapki wpadnie Przez bezmiar nocy. Bo wpadnie na pewno :)
polecam. cena: 34, 90 zł.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

środa, 4 września 2013

#65. Recenzja książki. Tahereh Mafi; Dotyk Julii

http://i.datapremiery.pl/4/000/03/632/tahereh-mafi-dotyk-julii-shatter-me-cover-okladka.jpg
Świat za parę set lat. Zaczyna brakować żywności, ludzkości wyeksploatuje ziemię ze wszystkich jej zasobów. Planetę zaczyna opanowywać bezwzględny Komietet Odnowy, który nie cofnie się przed niczym aby zdobyć władzę kompletną. Aby opanować świat członkowie komitetu chcą wykorzystać dar Julii, której dotyk zabija. Siedemnastolatka, której nikt nigdy nie mógł dotknąć przez gołą skórę i nigdy nie doświadczyła bliskich uczuć do jakiegokolwiek człowieka, ani żaden człowiek do niej, nie ma siły walczyć z ludźmi, chcącymi użyć ją jako broń. Dopóki nie znajdzie się ktoś, kogo będzie mogła dotknąć i o niego walczyć.

Hipnotyzująca okładka i pozytywne recenzje już od dawna zachęcały i kusiły mnie, by przeczytać tę charyzmatyczną, nietypową książkę. Miałam nadzieję na lekką fantastyczną powieść z wątkiem miłosnym w tle. Tymczasem dostałam romans, fantasy i trochę science-fiction. Czy mi się to podobało? Raczej tak.

Zacznijmy od tego, że chłopców raczej nie zainteresuje ta książka. Jest ona mocno nacechowana uczuciami i wewnętrznymi przeżyciami tytułowej bohaterki. Na pierwszym planie jest również jej związek z Adamem, który - czego się nie spodziewałam - jest mocno związany z fabułą książki.
Trudno powiedzieć, żeby fabuła była bardzo skomplikowana. Jej jednowątkowość nie razi w oczy, bo jest urozmaicona opisami i myślami Julii, więc czyta się ją dość przyjemnie. I szybko. Z naciskiem na szybko. Z tego powodu nie wiem czy jest ona do końca warta swojej ceny - 35 złotych - skoro bądź co bądź kończy się dość szybko i niespodziewanie.

Główni bohaterowie to wielki plus tej książki. Odosobnienie Julii czuć od początku - brak więzi z kimkolwiek, brak rodziny, przyjaciół... Trudno się chociaż trochę nie przejąć historią skomplikowanego życia dziewczyny.  Potem dochodzi jeszcze Adam z własnymi problemami, m.in. obowiązkiem utrzymania brata. Ich związek był jednym z najlepszych paranormal romance o jakim czytałam. Nie pobije go nawet Jake i Clary z Darów Anioła. Oboje bohaterów było równie ciekawych i trudno by mi było wybrać tylko jedną osobę z tej dwójki, co jest dziwne bo zazwyczaj faworyzuje dziewczyny ;)

Co według mnie było minusem tej książki to małe przedstawienie przez autorkę jej wyobrażenia o antyutopijnym świecie, w którym rozgrywają się wydarzenia. Tak naprawdę wiemy o nim bardzo mało - jedynie to, że zaczyna brakować żywności a ludzie, którzy powinni dbać o całe społeczeństwo dbają tylko o siebie i jak najlepszą pozycję. Może był to zabieg zaciekawiania drugą częścią (Sekret Julii), w której prawdopodobnie razem z Julią, wcześniej trzymaną w zamknięciu, poznamy sytuację w świecie, przedstawianym nam przez panią Mafi.

Oprawa graficzna Dotyku... jest niesamowita. Wysmakowana, przyciągająca wzrok okładka zapowiada ciekawą lekturę. Co mnie zdziwiło w środku jest dużo przekreśleń, zdań bez przecinka i tp. Dość specyficzny sposób pisania autorki jest bardzo rozpoznawalny, ale łatwo do niego przywyknąć. Pod względem oprawy książki z serii Moon Drive, wydawane przez wydawnictwo Otwarte są nie do pobicia. Wybrani, Przez burze ognia, Delirium czy Klątwa tygrysa - książki, które z pewnością kojarzycie, jeśli interesujecie się fantastyką, są pod względem oprawy jednymi z najlepszych. Dotyk Julii nie odbiega a nawet przewyższa niektóre serie pod tym względem.

Podsumowując: przyjemna lektura, adresowana raczej do dziewczyn oraz fanatyków antyutopii, choć opisów świata w przeszłości jest naprawdę mało. Oryginalna, pisana dość specyficznym stylem. Pani Mafi stworzyła ciekawy, choć dla mnie trochę za krótki paranormal romance, połączony z fantastyczną wizją przyszłości. Mnie się podobał, choć obyło się bez specjalnych rewelacji.
cena: 34,90 zł

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

poniedziałek, 2 września 2013

#64. Recenzja książki. Micheal Grant; Gone, Zniknęli. Faza druga: Głód

http://merlin.pl/Gone-Znikneli-Faza-druga-Glod_Michael-Grant,images_big,10,978-83-76-86-008-4.jpg
Perdido Beach pod przywództwem Sama wygrało z grupą Caine'a z Coates Academy. Jednak to nie koniec ich zmartwień i ETAP wciąż trwa. Jedzenie szybko i nieubłaganie się kończy. Fabryki nie funkcjonują a pozostałe przy życiu dzieci nie mają ochoty pracować. W dodatku pomiędzy mającymi moc, nazywanymi mopami a normalnymi nastolatkami tworzy się konflikt  przez, który całe miasteczko podzieli się na dwie grupy...

Pierwsza część Gone, Zniknęli nie zachwyciła mnie jakoś specjalnie. Oczywiście była bardzo oryginalna, ale jak to zwykle bywa - nie było jakiejś wielkiej rewelacji bo seria dopiero się rozkręcała. Natomiast Faza druga: Głód to czyste arcydzieło.

Zacznijmy od tego, że powieść jest naprawdę długa, a przeczytałam ją nawet nie przekładając zakładki. Wciąga tak, że czytałam ją od razu po zakupie, potem przy obiedzie a potem nagle dotarłam do ostatniej strony i zrobił się wieczór. Autor sprytnie urywa rozdziały w najciekawszym momencie aby przenieść się w zupełnie inne miejsce, przez co koniecznie musimy dokończyć rozdział aby dowiedzieć się co jest w następnym i tak dalej i tak dalej. Strasznie trudno się od niej oderwać - i to jest zdecydowanie plus, tak jak jej długość. Mimo tych 544 stron nie przynudza a akcja toczy się wartko.

Fabuła jest bardzo rozbudowana - jednocześnie poznajemy wielu bohaterów, miejsc i sytuacji. Wielowątkowość dodaje jej uroku i sprawia, że coraz bardziej mamy ochotę wiedzieć co jest na następnej stronie. Wraz z nowymi problemami dochodzą również nowi bohaterowie - i tak poznajemy czytającą w snach Orsay, przeciwnika mopów Zila oraz jego paczkę i panującego nad swoją gęstością Ducka. Nowe postacie wnoszą powiew świeżości do ETAPu, choć muszę przyznać iż najbardziej przywiązałam się do przywódcy Sama, geniuszki Astrid, małego Pete'a, psychopatycznych Caine'a i Drake'a oraz wyrachowanej, sarkastycznej Diany.

Okładki serii Gone są dość schematyczne i rozpoznawalne, jednak każda z nich jest na swój sposób ciekawa i wyjątkowa. Tak samo oprawa - Jaguar świetnie poradził sobie ze stworzeniem graficznej oprawy sagi. Uważam, że jest jedną z najlepiej oprawionych serii.

Podsumowując: oryginalna powieść, osadzona w świetnym świecie Ekstremalnego Terytorium Alei Promieniotwórczej (ETAPu). Autor bardzo dobrze poradził sobie z przedstawieniem prawdziwych zagrożeń, które mogą wynikać przez brak osób dorosłych - głód, choroby i oczywiście przymusowa praca. Świetnym pomysłem było również wprowadzenie konfliktu w miasteczku i wątku miłosnego. Grozy książce dodaje Ciemność - prawdopodobnie powstały z promieniowania potwór, który pragnie opanować cały ETAP i zawładnąć jak największą liczbą umysłów. Uważam, że jest to jedna z niewielu ostatnio powstałych książek fantastycznych dla nastolatków, które mają jakiś potencjał i zawierają więcej niż tylko tysiąckrotnie powielane pomysły.
polecam. cena: 34,90

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

Rozwiązanie konkursu z Fabryką Słów!

Odpowiedź na pytanie jaka to okładka już znana: to "The Peculiar" Stefana Bachmanna :) Wyniki już wkrótce, a teraz zachęcam Was do wyrażenia swojej opinii: co sądzicie o tej okładce? :)

niedziela, 1 września 2013

Moje czytadła. Wrzesień 2013.

Wrzesień zapowiada się bardzo dobrze - książki od Kaśku, książki z Media Markt (wiedzieliście wcześniej, że tam są książki?! Bo ja nie o.O) i uzbierał się całkiem ładny stosik. To głównie fantastyka z Jaguara i Wydawnictwa Otwartego, czyli to co lubię najbardziej :) Nie przedłużając...


Od góry:
  • Trzy metry nad niebem Frederico Moccia - do recenzji, kupione
  • Przez burze ognia Veronica Rossi - do recenzji, kupione
  • Dotyk Julii Tahereh Mefi - do recenzji, pożyczone
  • Sen Lisa McMann - do recenzji, pożyczone
  • Nevermore: Kruk Kelly Creagh - do recenzji, pożyczone
  • Wilk Katarzyna Berenika Miszczuk - do recenzji, pożyczone
  • Gone, Zniknęli. Faza druga: Głód Micheal Grant - do recenzji, kupione
Gone już przemęczyłam, teraz jestem na Julii, na którą od dawna polowałam :)



Nie chciał się ten stosik kupy trzymać więc z pomocy przyszły mi buty, eh, ciężkie życie recenzenta, żeby te stosiki poustawiać ;) Ale dzięki butom wyglądało to dość zabawnie:

Trzeba sobie jakoś radzić :)

To tyle na dziś, mam nadzieję, że któraś pozycja wpadła Wam w oko i chętnie przeczytacie moją recenzję.
3majcie się ciepło :)

sobota, 31 sierpnia 2013

Podsumowanie SIERPIEŃ

Sierpień wyszedł książkowo bardzo ładnie. Była paczka z Media Rodziny, była książka od Fabryki Słów, parę książek z biblioteki no i proszę - 6 recenzji książkowych, no i oczywiście było też i filmowo - Iluzja, Jeździec znikąd, Uniwersytet Potworny i Ocean's Eleven. Jako, że zdecydowaną większość sierpnia przesiedziałam w domu był czas na czytanie. A i następny miesiąc, choć już szkolny dobrze się zapowiada...

Recenzje


Przeczytane 
52 powody dla których nienawidzę mojego ojca; Jessica Brody (recenzja)
Candy; Kevin Brooks (recenzja)
Osobliwy dom pani Peregrine; Ransom Riggs (recenzja)
Pobby i Dingan; Ben Rice (recenzja)
Kiedy piorun uderza; Meg Cabot (recenzja)
Martyn Pig; Kevin Brooks (recenzja)



Obejrzane
Iluzja, Jeździec znikąd, Uniwersytet Potworny (recenzja)
Ocean's Eleven: Ryzykowna gra (recenzja)

Najlepsza książka: 52 powody dla których nienawidzę mojego ojca
Najlepszy film: 2012
Ogółem recenzji: 6





Blog


Statystyki
Łącznie w sierpniu miałam: 1 000 wyświetleń :)

Obserwatorzy i komentatorzy
W sierpniu osiągnęłam sumę 30 obserwatorów - to był dla mnie szok, bo coraz więcej Was przybywa i to jest naprawdę miłe :) Od teraz możecie mnie również obserwować na bloglovinie. Zostawiliście na blogu 42 komentarzy.



A co z tym wrześniem? Wygląda na to, że będzie super bo pożyczyłam 4 książki od mojej zafiksowanej na punkcie wampirów i tym podobnych stworów kuzynki Kaśki (PROFIL NA LUBIMY CZYTAĆ) + nie dawno wróciłam z galerii King Cross w Poznaniu, skąd również przyniosłam 2 książki. Zobaczyć je będziecie za niedługo w poście Moje czytadła, a teraz już żegnamy sierpień i zaczynamy niestety szkołę oraz witamy nowe obowiązki. No trudno, mam nadzieję, że chociaż wygospodaruję sobie troszeczkę czasu na książki :)
Mam nadzieję, że sierpień Wam się udał ;)

#63. Recenzja książki. Kevin Brooks; Martyn Pig


http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/59000/59814/352x500.jpg

Z Kevinem Brooksem spotkałam się po raz pierwszy w sumie niedawno podczas lektury książki jego autorstwa, Candy. Wtedy właśnie dowiedziałam się jakie tematy porusza autor - a są to głównie tematy ciężkie i nie każdy jest w stanie czytać to jednym tchem. Martyn Pig to kolejna książka Brooksa, która porusza nietypowe, ponure wątki.

Ojciec Martyna umarł. Przed chwilą jeszcze żył ale Martyn jakoś tak go popchnął a on, jako że był pijany, zatoczył się i uderzył się głową o obudowę kominka. No i puff. Zginął. Zagubiony w swoich uczuciach nastolatek nie wie czy kogoś o tym poinformować, czy zachować ten fakt w tajemnicy. Jedyną osobą z którą podzieli się tą wiadomością, jest jego przyjaciółka Alex. Jak dalej potoczy się jego życie?

Zacznijmy od tego, że książka była tak naprawdę... nudna. Nudna i dziwna - tak bym ją opisała. Do chwili śmierci ojca jeszcze jakoś się toczy - alkoholizm pana Pig, dużo piwa, smętne miasteczko w Anglii... Potem jest już tylko gorzej...

Zacznijmy od postaci. Martyn do pewnego momentu mnie jeszcze interesował. No wiecie, radził sobie z alkoholizmem taty, uwielbia kryminały i stara się kryć ojca przed opieką społeczną, która już nie raz chciała go odebrać z rąk jedynego rodzica, który mu pozostał. Przedstawił nam ciekawą, dość dramatyczną historiś swojego życia, która do pewnego momentu jeszcze interesuje. Sympatyczna była również jego sąsiadka i najlepsza kumpela Alex, urodzona aktorka. Co prawda często umawia się z niewłaściwymi ludźmi, ale wyszła dość miło i przyjemnie. Do tej 40 strony, a potem zostają tylko tego typu rozterki: gdzie ukryć ciało? Czy możemy być razem? Jak sobie poradzić z wścibską ciotką Jean? I tak dalej. To stawało się naprawdę denerwujące kiedy ten dość specyficzny tok myślenia chłopca ciągnie się na pozostałych 174 stronach po śmierci ojca Martyna.

Najgorsza jest i tak fabuła. Sam pomysł OK, jeszcze ujdzie choć jest dość drastyczny. Ale wykonanie naprawdę poległo. Kiedy w Candy ciągle coś się działo tutaj akcja ciągnie się jak flaki z olejem i w dodatku naprawdę długie flaki. Jeden wątek, który nie jest nawet ciekawie urozmaicony. Jeśli bardzo, bardzo byśmy zaparli to może podejść pod kryminał, ale na tyle nudny, że w księgarni leżałby na ostatniej półce.

Podsumowując: Nudnawa, przydługa i nierozbudowana opowieść. Trudno mi panu Brooksowi wybaczyć zwłaszcza, że pomysł był oryginalny i niespotykany tymczasem książka jest po prostu... skopana. Choć bardzo przykro mi to mówić.
nie polecam. cena w empiku: 38,99 zł

piątek, 30 sierpnia 2013

Zgadywanką z Fabryką Słów - część 2

Wszyscy, którzy komentowali poprzedni post byli zdania iż jest to powieść The Peculiar autorstwa Stefana Bachmanna. I wydaje mi się, że może być to bliskie prawdy bo "the peculiar" to po angielsku osobliwości. a Okładka, której drugą część prezentuje nam Fabryka Słów z pewnością jest osobliwa :)
Jak myślicie - co to jest?


Piszcie w komentarzach :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Zgadywanka z Fabryką Słów - część 1

Po raz kolejny Fabryka Słów prezentuje nam konkurs z zagadką w tle. Podobnie jak z "52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca" musimy zgadnąć tytuł książki, której niedokończoną okładkę prezentuje wydawnictwo. I aby tradycji stała się zadość do wygrania jest pakiet książek od Fabryki do rozlosowania wśród czytelników :)
Dlatego zgadujemy - co to za okładka? Podpowiedź znajdziecie TUTAJ, w zapowiedziach Fabryki.

Piszcie w komentarzach :)

środa, 28 sierpnia 2013

#62. Recenzja filmu. Ocean's Eleven: Ryzykowna gra

http://parlantdecinema.files.wordpress.com/2011/12/oceans-eleven-movie-poster1.jpgDanny Ocean (George Clooney) to jeden z najlepszych amerykańskich przestępców. Złodziej jakich mało. Kiedy po raz kolejny wychodzi z więzienia wpada mu do głowy genialny plan obrabowania skarbca, do którego spływają pieniądze z trzech najlepiej prosperujących kasyn w Vegas, których właścicielem jest
Terry Benedict (Andy Garcia). Wraz z Rusty'm Ryan'em (Brad Pitt) zbiera grupę, liczącą 9 członków, którzy mają im pomóc przy napadzie. Dzięki rabunkowi Danny nie tylko nieźle się wzbogaci, ale również odzyska miłość swojego życia - Tess (Julia Roberts).

Film zaczyna się bez żadnej torpedy, ale rozkręca bardzo szybko i zaczyna coraz bardziej wciągać. Trudno żeby tak nie było, skoro gra w nim plejada najlepszych gwiazd Hollywood. Clooney, Pitt, Roberts  - te nazwiska już od dawna są znakiem dobrej jakości filmu. Ocean's Eleven nie odchodzi od reguły.

Fabuła jest dość prosta - 11 fachowców ma zamiar okraść skarbiec, którego praktycznie nie da się okraść. Jako, że Danny Ocean jest zasady "rzeczy niemożliwe spełniam od zaraz, cuda zajmują mi trochę więcej czasu" muszą dać radę. Zważając na to, jak zawiły jest ich plan mają duże szanse, żeby się powiódł. 
Dzięki skomplikowanym planom grupa Danny'ego nie znudzi oglądających. I nie raz zaskoczy swą przebiegłością i sprytem. Jeśli jednak liczymy na niepowodzenia w akcji to nieco się zawiedziemy. Wszyscy wyjdą cało z tej operacji, a problemów w czasie jej wykonywania będzie jak na lekarstwo. Mało będzie momentów w których serce odmówi nam na moment posłuszeństwa, ale dzięki szybkości z jaką fabuła leci przed siebie ani na moment nie będziemy chcieli rzucić pilotem o telewizor wołając: jezu, niech im się coś wreszcie stanie!

Bohaterzy w filmie są po prostu niesamowici. Gdyby to nie oni, znane twarze z najlepszych filmów prawdopodobnie Ocean's Eleven nie byłoby tym samym arcydziełem. Ich popularność i charyzmat wielu przyciągnęła do kin i przed telewizory. . Ich gra aktorska, cięte dialogi, riposty - wszystko to dodaje filmowi walorów. Tak samo jak od razu zdobywa naszą sympatię tytułowa jedenastka tak samo odpycha nas od siebie właściciel kasyn i cel naszych ulubionych przestępców, Terry. Trudno nie wspomnieć również o Juli Roberts, która podbija nasze i Danny'ego serce w roli Tess. Była żona pana Ocean, kustoszka w muzeum przez prawie cały film opiera się zalotom eksmęża. No ale błagam Was - czy i jak można się długo opierać komuś, kto wygląda jak George Clooney?

Podsumowując: śmietanka Hollywood zrobiła z tego filmu dobre, nawet powiedziałabym familijne, kino. Lekkie, przyjemne i rozrywkowe. Zagmatwany plan nie powoduje zagmatwanej fabuły a obraz, choć dość przewidywalny trzyma w napięciu.
polecam.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Trailer "Dziewczyny w Stalowym Gorsecie"

Już w ten piątek, 30 sierpnia premiery doczeka się książka Kady Cross pt. „Dziewczyna w Stalowym Gorsecie”. Z tej okazji jej wydawnictwo, Fabryka Słów zorganizowało konkurs. Do wygrania jest, a jakże, 10 egzemplarzy, które zostaną rozlosowane wśród 10 blogerów biorących udział w konkursie. Oczywiście, jeśli będę jedną z tych szczęśliwców do książkę przeczytam, zrecenzuję i... rozlosuję wśród Was!

Powieść wydaje się bardzo ciekawa - połączenie epoki wiktoriańskiej z X-menami? To musi być hit!
Jeśli chciałbyś wygrać książkę to kliknij tytuł posta i dodaj mi 1 wyświetlenie.
Mam nadzieję, że razem nam się uda :)

niedziela, 25 sierpnia 2013

#61. Recenzja książki. Meg Cabot; Kiedy piorun uderza

Kiedy piorun uderza - Meg Cabot

Jessica Mastriani mieszka w Indianie, ma kochającą choć trochę pokręconą rodzinę, trzy nieźle prosperujące restauracje ojca, duży dom, talent do muzyki i najlepszą przyjaciółkę. Kiedy na horyzoncie pojawia się jeszcze Rob, chłopak który całkiem podoba się Jess wydaje się, że nic nie może w jej życiu pójść nie tak. Aż do tej pamiętnej burzy, kiedy Jessicę trafia piorun. I choć nie trafia do szpitala, ani nie dostaje zawał serca odkrywa w sobie nową moc, talent, którym jest odnajdywanie zaginionych ludzi. Niestety przez tę przypadłość przed jej domem zaczynają zalegać hordy wścibskich dziennikarzy a do drzwi dobijać się FBI.

Gdyby nie to, że autorką Kiedy piorun uderza jest Meg Cabot prawdopodobnie bym jej nie tknęła, zrażona nie najpiękniejszą okładką. Jeśli jednak napisała ją twórczyni Pamiętników księżniczki, które  ostatnio sobie powtórzyłam uznałam iż spotkanie z następną dziewczyną z kłopotami nie może być aż takie złe.

Kto zna już twórczość pani Cabot ten wie, jakim językiem operuje. Kto nie wie, temu podpowiem: prostym. Aby łatwo dotrzeć do młodzieży autorka nie sili się na trudny, wymagając język, dzięki czemu z pewnością zaskarbia sobie miłość wielu czytelniczek. Nie znajdziemy tutaj więc nic co mogłoby zaciekawić tych książkowych maniaków, którzy zazwyczaj sięgają po literaturę z wyższej półki. Sam pomysł wyjątkowych umiejętności w połączeniu ze stylem Meg Cabot wydawał mi się... no cóż, mieszanką wybuchową. O dziwo, wyszło całkiem zgrabnie.

Powieść jest utrzymana w tonie oświadczenia, które główna bohaterka musiała złożyć po zakończeniu całej sprawy. Zdolności parapsychiczne Jessiki wzięły się od uderzenia piorunem, później zaczęła widywać w snach zaginione dzieci z pudełek po mleku, które dodawała do swoich płatków, a FBI chciało ją wykorzystać, aby odnajdywała przestępców i zaginionych ludzi. Cała sprawa kończy się dość niezwykle, co popycha do przeczytania następnych tomów serii 1-800-JEŚLI-WIDZIAŁEŚ-ZADZWOŃ.

Główna bohaterka, która, niespecjalnie ma ochotę współpracować z biurem śledczym, może się wydawać oporna i nie mogąca się poświęcić w dobrej sprawie. Kiedy się zgadza, można mieć wrażenie, że robi to tylko dla pieniędzy, ale prawda jest taka, że ma na uwadze dobro brata - Douglasa, schizofrenika, który przez ciągłe błyski fleszy dostaje paranoi. Jest więc osobą wrażliwą, dzięki czemu szybko ją polubiłam. To w sumie jedna z bardzo nie wielu postaci, do której można żywić jakiekolwiek uczucia bo reszta "robi za tło" i raczej wiemy o nich nie wiele - pełna kompleksów geniuszka Ruth, żyjący prawie że w cyberprzestrzeni brat Jess, Micheal oraz Douglas, drugi brat dziewczyny, mocno chory psychicznie, który próbował nawet samobójstwa. Te ciekawe, z mojego punktu widzenia postacie, zostały kopnięte w kąt aby na pierwszym planie postawić Jessikę. Dobrze, że ona jest równie wyrazista, bo inaczej chyba odłożyłam bym książkę.

Podsumowując: choć oprawa książki jest beznadziejna to książka nie najgorsza. Lekka lektura o dziewczynie, która pewnego dnia odkrywa magiczne zdolności przeplatana z uciekaniem przed FBI oraz wątkiem miłosnym. Fanów Meg Cabot nie zawiedzie, ale nie gustujących w "młodzieżówkach" raczej nie zachwyci.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

sobota, 24 sierpnia 2013

#60. Recenzja książki. Ben Rice; Pobby i Dingan




Kellyanne Williamson, córka poszukiwacza opali ma dwójkę najlepszych przyjaciół, jednak nikt oprócz niej nie może jej zobaczyć, bo Pobby i Dingan są po prostu... wymyśleni. Jej rodzina stara się to znosić, aż do momentu, kiedy Kelly zaczyna uważać iż jej przyjaciele zginęli w kopalni opali i zaczyna chorować na depresję, a sprawy zaczynają się komplikować...

Przyjemna, nieco wzruszająca książeczka Bena Rice to lekko napisana lektura o tym, że każdy ma swojego wymyślonego przyjaciela. Poruszy serca i dzieci i dorosłych, choć liczy sobie zaledwie 88 stron.

Bohaterowie powieści - rodzina Williamsów składa się z dwójki dzieci - Kellyanne, jej brata Ashmola oraz ich matki i ojca. Mieszkają oni w górniczym miasteczku Lightning Bridge. Nie powodzi im się zbyt dobrze, ale też nie są za bardzo biedni. Całe miasteczko zna ich ze względu na Kellyanne, w której wymyślonych przyjaciół wierzy wiele osób. Dziewczynka jest wrażliwa i bardzo wyczulona na punkcie swoich wymyślonych znajomych, w których w ogóle nie wierzy jej brat - Ashmol. Sceptyczny nastolatek, nie wiele starszy od siostry uważa, że jest ona pokręcona. Tego samego zdania jest jego ojciec - poszukiwacz opali, który dawno żadnego nie znalazł. Z czasem jednak oboje tak jak matka rodzeństwa zaczynają wierzyć w wymysły dziewczyny.

Bardzo ciekawa jest okładka książki, która z dwóch stron przedstawia Kellyanne i jest nawiązaniem do sytuacji z książki w której sprzedawczyni w sklepie daje dziewczynce 3 lizaki - dla niej, dla Pobby'ego i dla Dingan. Oprawa graficzna, oraz dużo czcionka w środku powieści, dzięki której młodsi amatorzy czytania łatwo z nią sobie poradzą, również zadowala. Trzeba przyznać iż Media Rodzina nieźle się postarała.

Podsumowując: trzeba przyznać, że nie czytałam jeszcze takiej książki - z elementami fantastyki, ale poruszającej, takiej z której lektury coś się wynosi. Trzeba przyznać, że jest ona zaskakująca w pewnych momentach, czasem przewidywalna ale pan Rice, którego twórczości wcześniej nie znałam zdał u mnie egzamin na czwórkę z plusem. Gdyby Pobby i Dingan była nieco mniej cukierkowa myślę, że byłaby to nawet piątka.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam Fantastykę.

piątek, 16 sierpnia 2013

#59. Recenzja filmów. Iluzja, Jeździec znikąd, Uniwersytet Potworny - czyli na co warto się wybrać do kina

W tym miesiącu mam czas filmowy - już trzy razy byłam w kinie a planujemy jeszcze jeden wypad. Niestety nie pisałam recenzji z obejrzanych filmów długo, długo. Nie miałam ochoty rozpisywać się na trzy recenzje, więc postanowiłam wszystkie trzy filmy, które obejrzałam zmieścić w jednej nieco krótszej. Mam nadzieję, że mi się to udało i taki sposób przedstawienia ich Wam się spodoba :)

Iluzja


Film Louisa Letteriera to prawdziwe cudo. Opowiada o czwórce iluzjonistów, którzy pewnego dnia spotykają się jako wybrańcy - ta utalentowana czwórka ma wstąpić do tajnej organizacji OKO, mającej na celu misję, której nikt inny nie mógł się podjąć. Czterej jeźdźcy - Daniel  (Jesse Eisenberg), Henley (Isla Fisher), Merritt (Woody Harrelson) i Jack (Dave Franco) obrabowują banki aby potem rozdać pieniądze swym widzom. Ich tropem zamierza podążać agent FBI, mając na celu ich schwytanie i udowodnienie zbrodni, a także odkrycie ich planu. 

Iluzja to niezaprzeczalnie świetny film. Rozbawia, wciska w fotel a najbardziej zaciekawia. Im dłużej się ogląda tym bardziej sprawy się komplikują a postacie odkrywają swoje drugie twarze, a zakończenie jest naprawdę niespodziewane. Trzyma w napięciu i nie wypuszcza aż do końca dzięki mnóstwu zagadek i dobrze powiązanych wątków. Przyjemny film z wieloma świetnymi scenami, jak np. pokazy iluzji, pościg na autostradzie, czy zabawa w kotka i myszkę z FBI.
Iluzja to po prostu wielka gra, a postacie zamiast w nią grać są tylko pionkami na wielkiej szachownicy. Przez długi czas nie mogłam wyrzucić z mózgu słynnego zdania, które wypowiedział Daniel Atlas - "Patrzcie z bliska. Bo im bliżej jesteście, tym mniej zobaczycie". I choć wychodząc z sali kinowej mamy sam mętlik w głowie muszę przyznać, że warto było do niej wchodzić.Teraz tylko czekać na kolejną część :)


Jeździec znikąd 


Kto tak jak uwielbia Johnny'ego Deepa w bardziej kontrowersyjnym i... dzikim wydaniu ten się nie zawiedzie. Pewnego dnia grupa Rangerów wpada w zasadzkę słynnego na cały Dziki Zachód nikczemnika i przestępcę - Bucha Cavendischa (William Fitchner). Przeżywa tylko jeden - John Reid (Armie Hammer), młody prawnik i idealista. Wraz z Indianinem Tonto (Johnny Deep), który również ściga Cavendischa, któremu przed wiele laty poprzysiągł zemstę za wymordowanie swego plemienia. Choć pomiędzy stróżem prawa a tajemniczym Komańczem początkowo rodzi się niechęć po pewnym czasie coraz bardziej zaczynają się do siebie przywiązywać.

Trochę brutalny, lecz zabawny film Disney'a. Nowoczesny, przyjemny i lekki western z niewymagającym humorem. I choć nie wszystkie wątki wyszły tak dobrze jak mogły wyjść (mowa tu o niedociągniętym miłosnym epizodzie) to nie psuje to produkcji prawie w ogóle. Najważniejsze są oczywiście tryskające dowcipem starcie pomiędzy głównymi bohaterami, ale również walka z korupcją i przestępcami. Świetny na wakacyjną nudę.




Uniwersytet Potworny


Prequel Potworów i spółki zapowiadał się lepiej. O wiele lepiej. Choć pomysł przeniesienia się do czasów kiedy Mike Wazowski i James Sullivan nie pracowali jeszcze w Monster Inc. a uczyli się na... Uniwersytecie Potwornym jest świetny to nie był do końca zachwycający. Nauka na uniwerku to dla Mike'a odwieczne marzenie. Niczego tak nie pragnie jak zostać straszakiem i pozyskiwać energię dla świata potworów. Kiedy jego marzenie się spełnia poznaje swojego przyszłego najlepszego przyjaciela Jamesa Sulivana, bierze udział w Straszatonie (strasznym maratonie), a na drodze jego kariery stoi tylko jeden problem - w ogóle nie jest straszny.

Uniwersytet Potworny na początku mocno przynudza. Nic poza rywalizacją pomiędzy przyszłymi przyjaciółmi nie ma znaczenia akcja zaczyna się rozkręcać kiedy oboje niespodziewanie wylatują ze studiów. Aby tam powrócić muszą z bandy niedołężników zrobić zawodowe potwory i pokazać światu, że każdy może być bohaterem. Kto wychował się na Potworach i spółce z pewnością będzie ciekaw Uniwersytetu. Polecam zwłaszcza wersję z dubbingiem - po raz kolejny usłyszeć będziecie mogli Wojciech Paszkowskiego oraz Pawła Sankiewicza. I choć ostatnia produkcja Pixara to happyend za happyendem to nie wykluczone, że nie raz Was rozbawi czy wciśnie w fotel.