James Matthew Barrie (Johnny Deep), słynny szkocki dramaturg ma kochającą żonę (Radha Mitchell), piękny dom i wiernego psa, ale do idealnego życia brakuje mu szczęścia - jego powieści i sztuki nikomu się nie podobają a sam przeżywa kryzys twórczy. Pewnego dnia, podczas spaceru w londyńskim parku spotyka piękną wdówkę, Sylvię Llewelyn Davies (Kate Winslet) i jej czwórkę synów - Petera, Jacka, Georga i Michaela. Pisarz szybko staje się "przyszywanym" członkiem rodziny Davies'ów - spędza czas z chłopcami pokazując im moc wyobraźni oraz marzeń, a między nim a Sylvią rodzi się wyjątkowe uczucie. Choć nie akceptuje tego ani matka Sylvii ani żona Jamesa, mężczyzna bardzo często zamiast w domu przebywa u Davies'ów, przez co staje się obiektem plotek i kpin, a także opuszcza go żona. Jednak Barrie bardziej niż tym interesuje się swoim nowym dziełem, które stworzył opierając się na przeżyciach chłopców - Przygodach Piotrusia Pana, o dzieciach, które chcą stać się dorosłe i dorosłych, którzy wolą pozostać dziećmi.
Marzyciel jest pięknym filmem, który może spodobać się i małym i dużym; romantyczna opowieść o Nibylandii nie tylko oczarowuje swoją bajkowością ale również, podczas oglądania, wywołuje szeroką gamę uczuć - od radości aż do smutku. To mocny, kryjąc swój własny przekaz film, wspaniały, choć wolny od happyendu.
Peter: Berło jest z drewna!
J.M. Barrie: Oprócz marzeń jest też budżet.
Obraz Marca Forstera ma przede wszystkim genialną obsadę. Nazwisko Deep wypisane dużą czcionką na okładce jest potwierdzeniem dobrej jakości filmu. Znany pirat z Karaibów nie tylko poradził sobie jako uczuciowy, wrażliwy mr. Barrie ale również zagrał go z pasją i przekonaniem. Kate Winslet jest świetna w roli niezamożnej matki, muszącej podołać obowiązkowi wychowania licznego potomstwa, a jej czterej synowie doprowadzali mnie oraz mojego brata i mamę do śmiechu, bez względu na naszą różnicę wieku.
Czarne charaktery, za które można uznać żonę Jamesa, Mary i matkę Sylvii, panią du Maurier (Julie Christie), także wypadają nieźle. Wydaje się jakby Barrie i rodziną Llewelyn Davies żyli w otoczeniu samych złych ludzi, którzy - jak na przykład ludzie w teatrze, brzydzący się sierotami czy nazbyt narzucająca swoje zdanie babcia chłopców.
Sylvia: Nie nauczyłam ich dyscypliny.
J.M. Barrie: Nonsens, chłopcy w tym wieku w ogóle nie powinni spać. Codziennie budzą się o jeden dzień starsi.
Scenerie w Marzycielu są strzałem w dziesiątkę. Dom Barriego, Davies'ów, park - wszystkie te miejsca nie tylko są pięknie oświetlone i stworzone, ale również magiczne. Muzyka (notabene skomponowana przez Polaka, Jana Kaczmarka) dodaje nastroju, a sam przekaz filmu nie polega tylko na napisaniu sztuki. Marzyciel ukazuje także tęsknotę za ludźmi, których straciliśmy czy siłę wyobrażanie sobie różnych rzeczy.
Podsumowując: mając do wybrania jakieś "incredible hulki" a Marzyciela bez wahania wybierzcie to drugie. Wolny od podtekstów film nadaje się na wieczorną bajkę dla dzieci lub dla dorosłych, którzy chcą przypomnieć sobie swoje dzieciństwo.
Jedyną rzeczą, która mnie zdziwiła to przetłumaczenie tytułu - Finding Neverland a Marzyciel to niezbyt zbliżone nazwy ;)
film co jakiś czas leci w TV w końcu muszę obejrzeć ;) bo rzeczywiście sceneria jest iście bajkowa
OdpowiedzUsuńMoże i niezbyt dokładne tłumaczenie, ale tytuł brzmi ładnie. Muszę kiedyś obejrzeć ten film, zapowiada się rewelacyjnie ;)
OdpowiedzUsuńOglądałam już go wiele razy. Uwielbiam go za tę bajkowość. I przede wszystkim podoba mi się tu gra Johnnego (zresztą jak w wszystkich innych filmach) i Winslet. :)
OdpowiedzUsuń